Baron Ungern – Bóg Wojny

Baron Ungern – Bóg Wojny

Piotrogród, rok 1920. Feliks Edmundowicz Dzierżyński kończy swój raport dla towarzysza Lenina słowami:

Podobno Ungern jest bardziej niebezpieczny niż Siemionow. Jest uparty i fanatyczny. Uzdolniony i bezwzględny. W Daurii zajmuje kluczowe pozycje. Jakie są jego zamiary? Poprowadzić uderzenie w kierunku Urgi w Mongolii, czy w kierunku Irkucka na Syberii? Wycofać się do Harbinu w Mandżurii, potem do Władywostoku? Uderzyć na Pekin i restaurować mandżurską dynastię na chińskim tronie cesarskim? Jego monarchistyczne zamiary nie mają granic. Jasne jest jednak jedno: Ungern szykuje przewrót. Dziś jest to nasz najgroźniejszy wróg. Zlikwidować go, to kwestia życia i śmierci.

Towarzysz Dzierżyński załączył do raportu fragment listu, który dostał się w ręce syberyjskich partyzantów komunistycznych:

Słowa „komisarz” i „komunista” baron wymawia z nienawiścią, najczęściej dodając „będzie powieszony”. Nie ma swoich faworytów, jest nadzwyczajnie twardy, nieugięty w kwestiach dyscypliny, bardzo surowy ale także bardzo łatwowierny... Żyje w otoczeniu lamów i szamanów... W swej skłonności do tego co niezwykłe i co ma posmak skandalu mówi o sobie jako o buddyście. Bardziej prawdopodobne jest, że należy do skrajnie prawicowej sekty nadbałtyckiej. Wrogowie nazywają go „Szalonym Baronem”.

Baron Roman Fiodorowicz von Ungern-Sternberg urodził się 29 grudnia 1885 r. w Grazu (w Austrii) w rodzinie bałtyckich arystokratów zamieszkałych w Estonii. Korzenie jego rodu sięgają XIII wieku. Wedle wiarygodnych danych, dwaj spośród jego przodków byli rycerzami Zakonu Krzyżackiego i zginęli z rąk Polaków. Następnie jego przodkowie służyli w różnych okresach Zakonowi, Niemcom, na koniec zaś Rosyjskiemu Carowi i Imperium Rosyjskiemu. Według samego Barona, jego dziadek nawrócił się w Indiach na buddyzm, następnie zaś wyznawcami buddyzmu zostali jego ojciec i on sam. Baron ukończył gimnazjum w Rewlu i wstąpił do szkoły oficerskiej w Sankt-Petersburgu, skąd w 1909 r. został oddelegowany do korpusu kozackiego stacjonującego w Czycie. W Czycie baron po sporze z innym oficerem wyzwał przeciwnika na pojedynek i ciężko go zranił. Sam także otrzymał ciężką ranę, w konsekwencji czego przez resztę życia cierpiał na silne bóle głowy, sprawiające że okresowo niemal tracił wzrok.

W wyniku pojedynku został usunięty z korpusu w lipcu 1910 roku i odtąd zaczęły się jego wędrówki po Syberii w towarzystwie tylko jednego kompana – psa myśliwskiego wabiącego się Misza. W jakiś sposób dostał się do Mongolii, której sądzone było stać się jego przeznaczeniem. Niezwykły, pustynny, dziki i surowy kraj oczarował Ungerna. W Mongolii Baronowi udało się wejść w bliski kontakt z żywym Buddą, z Kutuktu, najwyższym dostojnikiem mongolskiego lamaizmu. W tym czasie Mongolia przeżywała odrodzenie nastrojów imperialnych i starała się wywalczyć niezależność od Chin W Urdze, stolicy Mongolii, silna osobowość Barona została szybko zauważona i Kutuktu osobiście mianował go głównodowodzącym mongolską kawalerią. Korzystając z niepokojów i z rewolucji w samych Chinach, Mongołom udało się przepędzić z kraju chińskich okupantów i w 1911 r. „żywy Budda” zaprowadził w Mongolii niezależny ustrój monarchiczny.

Wojenne zasługi Ungerna na służbie Kutuktu zostały docenione i stał się on osobą wielce poważaną w świecie mongolskim. Przed swoim wyjazdem z Mongolii, baron Ungern w towarzystwie swojego przyjaciela, księcia Dżam Bolona i za jego namową, odwiedził wieszczkę należącą do starego i poważanego rodu szamańskiego. W tym szczególnej wagi momencie wieszczka w stanie transowym odkryła przed Baronem tajemnicę jego duchowej natury:

Widzę Boga Wojny...

Jedzie na siwym koniu po naszych stepach i górach. Będziesz władał ogromnym terytorium, biały Bogu Wojny...

Widzę krew, dużo krwi...

Koń...

Dużo krwi...

Czerwonej krwi...

Więcej nic nie widzę. Biały Bóg Wojny zniknął.

W 1912 r. Ungern odwiedził Europę: Austrię, Niemcy, Francję. Wedle informacji zawartych w książce Krauthoffa Ich Befehle - Rozkazuję – w Paryżu spotkał i pokochał damę swojego serca, Danielle. Było to w przededniu pierwszej wojny światowej. Wierny swemu obowiązkowi stawienia się na wezwanie cara, baron zmuszony był wrócić do Rosji by podjąć służbę w szeregach armii cesarskiej. Do ojczyzny Ungern udał się wraz ze swą ukochaną Danielle. W Niemczech jednak groził mu areszt jako oficerowi wrogiej armii. Baron przedsięwziął nadzwyczaj ryzykowną podróż na barce przez Morze Bałtyckie. W czasie burzy maleńki statek uległ jednak zniszczeniu i dziewczyna zginęła. On sam uratował się niemal cudem. Od tej pory Baron nigdy już nie był taki jak wcześniej. Od tego momentu nie zwracał w ogóle uwagi na kobiety. Stał się we wszystkim skrajnie ascetyczny i niewiarygodnie, wręcz nieludzko surowy. Juliusz Evola w swojej recenzji książki Krauthoffa pisał: „Wielka strata wypaliła w nim wszystkie elementy ludzkie i od tej pory pozostała w nim tylko święta siła, stojąca wyżej niż życie i śmierć.” Wciągnął go wir wojny.

Z niezrównanym męstwem walczył z Austriakami, wielokrotnie był ranny i nagrodzono go Krzyżem Świętego Jerzego oraz Szpadą Honoru za męstwo i poświęcenie. Po rewolucji bolszewickiej Ungern jako jeden z pierwszych rozpoczął bezwzględną walkę przeciw czerwonym pod rozkazami atamana Siemionowa. W wojnie tej odznaczył się nieokiełznaną odwagą i nieugiętością, a także wielkim znawstwem taktyki wojskowej.

Stopniowo Ungern organizował swoją własną dywizję, złożoną z wiernych prawowitemu Carowi rosyjskich oficerów, kozaków i przedstawicieli narodów Syberii (szczególnie Buriatów). Jej pełna nazwa brzmiała Azjatycka Dywizja Konna. W oddziałach Ungerna panowała niewiarygodna, nieludzka dyscyplina. Za najmniejsze przewinienia w sposób najbardziej bezwzględny karano śmiercią.

Major Antoni Aleksandrowicz, oficer białych pochodzenia polskiego, będący instruktorem mongolskiej artylerii, pisał:

Baron Ungern był niezwykłym człowiekiem, niezwykle złożonym, tak z psychologicznego, jak i z politycznego punktu widzenia.

1.               Widział w bolszewizmie wroga cywilizacji.

2.               Gardził Rosjanami za to, że zdradzili swojego prawowitego władcę i nie zdołali zrzucić komunistycznego jarzma.

3.               Spośród Rosjan wyróżniał jednak i obdarzał miłością chłopów i prostych żołnierzy, zawzięcie nienawidził zaś inteligencji.

4.               Był buddystą i był owładnięty myślą utworzenia zakonu rycerskiego podobnego Zakonowi Krzyżackiemu i japońskiemu buszido.

5.               Czynił starania dla zorganizowania wielkiej koalicji azjatyckiej, z pomocą której chciał zawojować Europę, aby nawrócić ją na nauki Buddy.

6.               Utrzymywał kontakt z Dalajlamą i z azjatyckimi muzułmanami. Posiadał tytuł mongolskiego chana i godność „bonza”, wyświęconego w lamaizmie.

7.               Był tak bezwzględny, jak może być tylko asceta. Całkowite odrzucenie emocji, które było dla niego charakterystyczne, można spotkać jedynie u istoty nie znającej ani bólu, ani radości, ani litości, ani smutku.

8.               Był nadzwyczajnie inteligentny i posiadał rozległą wiedzę. Zdolności mediumiczne pozwalały mu dokładnie poznać naturę rozmówcy już w pierwszej minucie rozmowy.

To świadectwo o baronie Ungernie, pozostawione przez człowieka który służył pod jego rozkazami, opublikował w 1938 r. nie kto inny jak sam René Guénon na łamach głównego organu tradycjonalizmu – pisma „Etudes Traditionelles”.

W tym czasie Mongolia ponownie straciła niepodległość i jej stolica Urga faktycznie była okupowana przez wojska chińskie, aktywnie współpracujące z bolszewickimi agentami i prowokatorami działającymi pośród Mongołów. Kutuktu, żywy Budda został umieszczony w areszcie domowym i z suwerennego władcy o szczególnej pozycji duchowej, władcy Wielkiej i Wolnej Mongolii stał się budzącym politowanie więźniem.

Także i biali przegrywali na wszystkich frontach. Po upadku Kołczaka tylko ataman Siemionow    i baron Ungern wciąż nieprzejednanie stawiali na wschodzie poważny opór. Naciskana ze wszystkich stron przez czerwonych Azjatycka Dywizja Konna wycofała się do Mongolii. W jej skład wchodzili przedstawiciele wielu narodów – zarówno europejskich, jak i azjatyckich. Utraciwszy Imperium Rosyjskie, bohaterowie Azjatyckiej Dywizji Konnej, wierni Zasadzie, szli by ustanowić Imperium Mongolskie.

Stopniowo u Ungerna rodzi się zuchwały plan geopolityczny – utworzyć w Azji, konkretnie zaś w Mongolii, unikalną strefę, wolną zarówno od wpływu bolszewickiego, jak i od obecności wojsk profańskiego Zachodu. Chodzi o osobny świat, gdzie obowiązywać będą najdawniejsze prawa Świętej Tradycji. Ungernowi znane były prace Saint Yvesa d'Alveydre'a i wiedział o istnieniu tajemnej podziemnej krainy Aggarthy, w której nie obowiązują reguły czasu i gdzie przebywa Władca Świata, Szakrawarti. Na podobieństwo dawnych templariuszy, którzy ochraniali nie tyle europejskich pątników przed Saracenami, ale przede wszystkim wielkie tajemnice duchowego poznania przed zwyrodniałym katolicyzmem i zsekularyzowaną monarchią francuską, Ungern rozmyśla o utworzeniu osobnej strefy, rozciągającej się pomiędzy świątyniami Tybetu, gdzie według podań znajduje się wejście do Aggarthy, a pozostałą częścią świata.

Nazwa Mongolii – Chalha – oznacza „Tarczę”. To dawna ojczyzna Dżyngis-chana, twórcy Imperium. Misją Mongolii jest służyć jako bariera wobec wściekłych hord owładniętego przez szatana apokaliptycznego człowieczeństwa – gogów i magogów bolszewizmu i demokracji, profańskiego świata. To właśnie tu trzeba ustanowić Tradycję i wydać walkę siłom Zachodu – tej cytadeli wynaturzeń, źródłu Zła. Losem mojego rodu było zdążanie na Wschód, w stronę Wschodzącego Słońca. Nie mam następców i sam doszedłem do wschodniej granicy Eurazji. Dalej już nie ma gdzie iść. Z tego magicznego punktu świętej geografii powinna zacząć się Wielka Restauracja... Chalha – święte stepy – Wielka Tarcza...

Ungern wkracza do Mongolii nie jako dowódca ostatniego oddziału rozgromionej przez czerwonych armii ale jako „bohater mityczny”, inkarnacja „Boga Wojny”, jako spełnienie przepowiedni szwedzkiego mistyka Svedenborga, który mówił że „tylko u mędrców eurazjatyckich stepów – Tatarii – Mongolii – znaleźć można Tajemne Słowo, klucz do zagadek sakralnych cyklów, a także oryginał mistycznego manuskryptu, dawno temu utraconego przez ludzkość, a znanego pod niezwykłym imieniem „Wojna Jehowy”...

Oddziały Ungerna podchodzą pod Urgę, zajętą przez Chińczyków. 3 kwietnia 1920 r. Ungern rozkazał rozpocząć atak na bronione przez wielokrotnie przewyższający liczebnością wojska Barona chiński garnizon mongolskie miasto Urga. Dzięki szybkiej i zdecydowanej operacji, w której wziął też osobiście udział Ungern, grupie jego ludzi udało się uwolnić Kutuktu, żywego Buddę, którego strzegł liczny i dobrze uzbrojony chiński oddział. Następnie, Azjatycka Dywizja Konna, wraz ze wszystkimi oddziałami mongolskimi które przyłączyły się do Barona, napadła na Urgę. Było to błyskotliwe i nadzwyczaj ważne zwycięstwo. Tradycja i Porządek zostały w Mongolii ustanowione. Kutuktu mianował Barona absolutnym dyktatorem Mongolii. Baron  Ungern był pierwszym Europejczykiem który otrzymał tytuł „Boga Wojny”, Chana-Czan-Czuna.

Pierwsza część szalonego planu, którego analogie znaleźć można tylko we wspaniałym i olśniewającym Średniowieczu, ale już w żadnej mierze w „sceptycznym” i „cynicznym” XX wieku, jak się wydaje, zaczyna się realizować. Odtąd dyktator Mongolii, Chan-Czan-Czun lub po prostu Ungern-chan, surowy i szlachetny asceta, zaczyna realizować plan ustanowienia Chalhy w jej sakralnym znaczeniu – jako magicznej Tarczy ziemi.

Nie, to nie bajka, nie złudzenie... To wydarzyło się naprawdę... I to stosunkowo niedawno...

   Czystość bohatera w mrocznych czasach powoduje tego rodzaju sprzeciw zdegenerowanego otoczenia, że dla okiełznania i ujarzmienia go, konieczne jest by posługiwać się nadzwyczajnymi środkami. Oczywiście, dla większości oficerów i żołnierzy Azjatyckiej Dywizji Konnej, dla rosyjskich kozaków, dla ochotników, sakralne ideały „szalonego barona” były zupełnie niezrozumiałe. Niepowodzenia Kołczaka i Wrangla, apatia i zmęczenie demoralizują wojsko. Wielu nie może powstrzymać się przed pijaństwem, kradzieżami, maruderstwem, dezercjami... Zaraźliwy  duch gnijącej emigracji, harbińskich restauracji, wakatów wśród paryskich taksówkarzy -  z rosyjskim płaczem, roztkliwianiem się i wzdychaniem – niepowstrzymanie wabi porozbijane szczątki kołczakowskiego wojska. Chanowi wojny przychodzi uciekać się do skrajnych środków. Organizuje system surowych kar. Osiemnastu oficerów zostaje za pijaństwo wrzuconych w czasie mrozu do burzliwej mongolskiej rzeki, wśród nich niektórzy to zasłużeni weterani, osobiście oddani Ungernowi. Nie szczędził nikogo i niczego. Spośród tych, którzy wypłynęli, kilku przeżyło. Pozostali nie przeżyli. Pić jednak przestali wszyscy. I oni, i ci, którzy widzieli zsiniałe od odmrożeń trupy towarzyszy. Było to swego rodzaju leczenie kozaków metodą szamańską – typową bowiem praktyką szamanów jest dokonywana zimą kąpiel w ubraniu i dzięki wewnętrznemu żarowi – tapas – suszenie odzieży na brzegu ciepłem swojego ciała. Gdy okoliczności temu nie sprzyjały, nie pobłażano narodowym słabościom i przywyknieniom.

Jeszcze mroczniejszą postacią był pułkownik Sipajłow, cień Ungerna, nazywany przez żołnierzy „mordercą”. Sipajłow to typowy „mroczny bliźniak”, takie groteskowe postaci dość często towarzyszą wielkim ludziom w wielu sytuacjach, personifikując sobą ciemne aspekty duszy bohatera. Jeśli okrucieństwo Ungerna oparte było na wysokiej próby ascezie duchowej i bliskie było pewnego rodzaju świętości, to pułkownik Sipajłow rzeczywiście był bezmyślnym sadystą. Za kpiny z podwórkowego psa Sipajłow rozstrzeliwuje najlepszego kozackiego komendanta armii Ungerna i wystawia trupa na widok publiczny. Kara bezlitośnie wszystkich, niezależnie od ich stopnia wojskowego, niektórych zaś biczuje na śmierć. Sipajłow to Dzierżyński Ungerna. W ogóle, wszystkie metody zaprowadzania przez Ungerna porządku w Mongolii i w szeregach swojego wojska zadziwiająco przypominają terror bolszewicki, nie bez powodu w końcu bolszewicy szanowali Ungerna bardziej niż pozostałych przywódców „białych”.Spoza tego wszystkiego przeziera jakieś ukryte pokrewieństwo – jedność tego samego typu ludzkiego w tym magicznym punkcie, gdzie skrajna prawica spotyka się ze skrajną lewicą, gdzie stykają się przeciwieństwa...

Sipajłow sroży się dziko i absurdalnie. Wkrótce jednak ten „mroczny sobowtór” Ungerna mięknie – spotkał dziewczynę, która roztopiła jego nieczułe serce sadysty. Oficerowie i żołnierze odetchnęli cicho z ulgą... Sipajłow, jak się wydaje, cały swój czas poświęca ślicznej Maszeńce...

Według naocznych świadków w kwaterze głównej Ungerna pewnego razu miała miejsce następująca scena. Maszeńka przygotowała dla oficerów pierogi. Ungern wyjątkowo pozwolił sobie wypić więcej szampana. Sipajłow był nadzwyczajnie ożywiony i zaskakująco uprzejmy. Gdy oficerowie chcieli zawołać Maszeńkę by podziękować jej za pyszny posiłek Sipajłow pobladł, wyszedł i po chwili wrócił z dziwacznym workiem w rękach. Wyjął z niego zakrwawioną głowę ukochanej i z żółtym błyskiem w oczach wywalił ją na stół przed osłupiałych oficerów. Następnie rzucił lakonicznie - „Bolszewicki agent...”

Choć wojska Ungerna, jak wcześniej, dzierżyły mocno władzę w Mongolii, sytuacja wokół nich stawała się coraz bardziej złowieszcza. Bolszewicy zwyciężają na wszystkich frontach. Ungern gromadzi oficerów w swojej kwaterze głównej w Urdze i mówi:

-       Panowie, złe wiadomości. Ataman Siemionow ustąpił z Czyty. Sowiecki generał Blücher – czerwona teutońska siła – właśnie zajął miasto; jego kwatera znajduje się w Wierchnieudińsku (1), tuż przy jeziorze Bajkał. Cała Syberia dostała się w ręce bolszewików.

-       A Krym?

-       Krymu już nie ma. Resztki armii Wrangla zbiegły na pokładach statków naszych zachodnich pseudosojuszników.

Sytuacja była prosta i śmiercionośna jak ostrze miecza. Baron podsumował jednym prostym zdaniem:

-       Panowie, pozostała tylko jedna zachowująca zdolność bojową biała ramia: Pierwsza Azjatycka Dywizja Konna.

-       Jesteśmy ostatni...

-       To katastrofa.

-       Nie, Borysie Iwanowiczu, to nie katastrofa – to honor.

Dla Ungerna honorem jest wierność. „Gdy wszyscy zdradzą, my pozostaniemy wierni, Nie zapomnimy, i nie wybaczymy,” - Powiedziała w innym ale podobnym kontekście przenikliwa współczesna poetka Savitri Devi Mukherji.

Zbierają się chmury. W książce Jeana Mabire o baronie Ungernie (2) znajduje się opis ostatniego spotkania Ungerna z Kutuktu, zanim Chan Wojny na zawsze opuścił Urgę, by udać się na północ, na Syberię i wydać tam bolszewikom swój ostatni bój.

Kutuktu, Żywy Budda zajął swoje miejsce... Jego twarz ukryta za ciemnymi okularami była jak wcześniej nieprzenikniona, ale straszliwe zmęczenie dawało się poznać w całym jego wyglądzie; starzec z trudem powstrzymywał nerwowe drżenie.

Ogromny tron z wielkim, złoconym zagłówkiem, zawalony żółtymi jedwabnymi poduszkami. Ungern się ukłonił. Rozejrzał się. Baron nie zamierzał przedłużać sprawy i ograniczył się do poinformowania o podjętej decyzji:

-       Za kilka dni wyjeżdżam z Mongolii. Udaję się na Zabajkale, by walczyć z naszymi wspólnymi wrogami  - z czerwonymi. Wasz kraj jest już wolny i jego synowie, rozsiani po całym świecie, powinni powrócić do ojczyzny. Wkrótce imperium Dżyngis-chana się odrodzi. Powinniście obronić wywalczoną wolność. 

W duszy jego rozmówcy szalała jednak burza: bez pomocy Ungerna był nikim – po prostu ślepym starcem, niezdolnym przepędzić z kraju młodych rewolucjonistów – Suche-Batora i Czojbolsana(3). Kutuktu poprosił Ungerna, by przeszedł z nim do jego gabinetu, by mogli porozmawiać sam na sam.

Boski Kutuktu podszedł do sejfu, wyraźnie odróżniającego się na tle wschodniego wystroju pokoju. Długo mocował się z zamkiem. W końcu ciężkie drzwi powoli się otworzyły... Kutuktu zdjął z metalowej półki szkatułkę z kości słoniowej. W środku był rubinowy pierścień ze znakiem słońca Hackenkreuz, symbolem starożytnych aryjskich zdobywców.

-       Dżyngis-chan nigdy nie zdejmował go z prawej ręki.

Roman Fiodorowicz von Ungern-Sternberg patrzył oszołomiony na skarb. Jak we śnie wyciągnął rękę w stronę Kutuktu. Starzec drżał, z trudem udało mu się naciągnąć na palec Barona pierścień wielkiego zdobywcy. Żywy Budda pobłogosławił Ungerna: położywszy mu ręce na głowie,powiedział:

-       Nie umrzesz: odrodzisz się w najdoskonalszej formie bycia. Zapamiętaj to, żywy bogu wojny, chanie obiecanej ci Mongolii.

Ungernowi wydawało się, że pierścień pali mu rękę.

Książę Mongolii i wierny namiestnik Kutuktu wychodził z pałacu Nogon Orga. Lamowie rozstępowali się przed nim, i, głośno pobrzękując ostrogami, Ungern szybko przemierzał korytarze. Nie obejrzawszy się ani razu, wyszedł z pałacu i bezsilnie rzucił się na tylne siedzenie samochodu.

-      Do sztabu, powiedział Makajewowi.

Baron czuł, że krąg się zamyka.

Oddział Ungerna znowu wkracza na rosyjską ziemię. Teraz to już jednak nie wojna, lecz działania partyzanckie. Tym niemniej, Ungern stale wprawia czerwonych w poważne zaniepokojenie. Pojawia się to tu, to tam, niespodziewanie, błyskawicznie, raptownie, zostawiając za sobą zniszczenie, zagładę i śmierć. Dla niego – Boga Wojny – to naturalne. Do walki z nim wysłane zostają najlepsze oddziały Armii Czerwonej na Syberii, za całą operację osobiście odpowiada Blücher.

Ale to już agonia. W świecie materialnym wszystko rakowacieje. Poza tym, Ungern zanurza się w inną rzeczywistość, widzi obrazy tryumfu i zwycięstwa, spełnienia najskrytszych marzeń. Niedostrzegalnie wkracza w odmienny, subtelny wymiar, który mieszać się zaczyna ze zwyczajną rzeczywistością. Jego podwładni coraz wyraźniej zaczynają rozumieć, że ich dowódca oszalał.

Ungern wstał, przyniósł mapy, rozwinął je. Położywszy jedną na trawie, bambusową laską nakreślił trasę wyobrażonej marszruty, i powiedział zwracając się do swojego wiernego pomocnika, generała Rezuchina:

-     Użyjcie wyobraźni, Borysie Iwanowiczu. Przemieszczamy się w górę Selengi. Tym gorzej dla Urgi. Trzeba wybierać. W zachodniej Mongolii ukrywają się resztki białych armii. Nie wszyscy kozacy i atamanowie poginęli. Razem idziemy dalej na zachód. Teraz jesteśmy na Ałtaju. Góry, pieczary, jaskinie, pasterze wciąż jeszcze wierzący we wcielonego boga wojny. Bez trudu przekroczymy zachodnią granicę Turkiestanu.

-     W Syn-Tzanie aresztują cię Chińczycy.

-     Szybko się z nimi uporamy i pójdziemy dalej. Na południe. Musimy przejść przez całe Chiny. Przeraża cię taka perspektywa, Borysie Iwanowiczu? Ale ten kraj się rozpada, rewolucja jest tam w swoim apogeum. Jedynymi, na których możemy się natknąć to tchórzliwi dezerterzy i maruderzy. Zaledwie jakieś tysiąc kilometrów i – jesteśmy w niezdobytej twierdzy. I możemy zacząć wszystko od początku. Absolutnie wszystko.

-     Tybet?

-     Tak. Dach Świata. W Lhasie jest Dalajlama, najwyższy buddyjski kapłan. W porównaniu z nim Kutuktu zajmuje trzeci stopień w hierarchii. Pomyliłem się już na początku: centrum Azji nie znajduje się bynajmniej w Mongolii. Ona jest tylko najbardziej zewnętrznym kręgiem – Tarczą. Musimy iść do Tybetu...

Nieustannie uderzał bambusową laską tam, gdzie były najwyższe szczyty Himalajów.

-     Tam, na szczytach znajdziemy ludzi, którzy jeszcze nie zapomnieli swoich aryjskich przodków. Tam, na przyprawiającej o zawrót głowy granicy Indii i Chin, odrodzi się moje imperium. Będziemy mówić sanskrytem i żyć wedle zasad „Rig-Wedy”. Przywrócimy prawa, o których zapomniano w Europie. I na nowo zajaśnieje światło Północy. Wieczne prawo, nurzając się w wodach Gangesu i Morza Śródziemnego, zatryumfuje.

Baron podniósł się. Jego oczy błyszczały. Zachrypnięty głos rwał się. Zapadłe z wycieńczenia policzki pokrywała jasna szczecina. Odrzucił włosy z czoła, odsłaniając czoło wielkich rozmiarów. Samotny i wątły dowódca pochłoniętego przez mroki wieków narodu. Kontynuował:

-     Zakon mój powstanie na wierzchołkach gór. Pomiędzy Nepalem a Tybetem otworzę szkołę, w której będę uczył o sile, która potrzebna jest bardziej, niż mądrość.

Z gorączkowo błyszczącymi oczyma wykrzyknął:

-     Wszystko gotowe! Czekają na mnie w Lhasie! Odkryję sekret run przyniesionych z północy i ukrytych w tajemnych miejscach świątyń. Mój zakon mnichów-wojowników przekształci się w  armię, jakiej świat jeszcze nie widział. I Azja, i Europa, i Ameryka będą przy niej niczym...

-     Nie, Romanie Fiodorowiczu, nie.

Baron wzdrygnął się i spojrzał na niego. Wydawać by się mogło, że owo „nie” niespodziewanie zburzyło jego marzenie: zupełnie jak niespodziewanie spadająca lawina zmiata ukrytą nad  krawędzią skały buddyjską świątynię,  i spada ona w przepaść wraz z młynkami do modlitwy i bonzami w szafranowych odzieniach.

-     Nie potrafię zrozumieć twoich planów. - wyjaśnił Rezuchin. - Znam tylko jedną armię – carską. I tylko jedną religię – chrześcijaństwo. Ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że nigdy nie dojdziemy do Lhasy. Popatrz na mapę. Nie uda nam się przejść chińskiego Turkiestanu. Tymczasem Mandżuria jest o dwa kroki od nas. Wystarczy tylko chcieć i pójść na wschód.

-     Nigdy! - wykrzyknął baron, - tylko Tybet...

Ungern został niemal sam. Towarzyszył mu tylko maleńki krąg tych, którzy nie zginęli i pozostali mu wierni. Dla kogo, tak jak dla niego, wierność jest honorem. Ungern jedzie ku wzgórzom Ałtaju na ulubionej kobyle Maszy i zatapia się w wizjach...

Nad klasztorem-twierdzą powiewa zloty sztandar z podkową i słonecznym znakiem Dżyngis-chana. Fale Morza Bałtyckiego rozbijają się o masyw Tybetu. Wspinaczka, wieczna wspinaczka na Dach Świata, gdzie rządzą światło i siła. Wspinaczka...”  

Siwy koń potknął się o kamień. I marzenie prysło, pochłonięte przez pył unoszący się ze spieczonej ziemi.

Marzenia Boga Wojny... Przeczucie tego, co zdarzyć się musi – nie teraz, ale w innym obrocie koła Wiecznego Powrotu... Ten, kto żył naprawdę, nigdy nie doświadcza śmierci...

Rok 1921. Koniec. Zdrada. Ungern zostaje schwytany przez Czerwonych. Generał Blücher rozkazał w przypadku aresztowania Ungerna obchodzić się z nim „jak z sowieckim oficerem”. Czerwonogwardziści odwieźli go do kwatery dowództwa kompanii przy rewolucyjnej radzie wojennej Jeniseju.

Blücher szybko spotyka się z nim, proponując przejście na stronę bolszewików. Obydwaj rozmawiają po niemiecku. Blücher mówi o eurazjatach, o narodowym bolszewizmie, o odrębnym nacjonalistycznym nurcie w kierownictwie sowieckim, które choć na zewnątrz kryje się pod „frazeologią marksistowską”, w rzeczywistości jednak dąży do utworzenia ogromnego kontynentalnego tradycjonalistycznego państwa, nie tylko w granicach Mongolii, ale w całej Eurazji... Blücher obiecuje baronowi pełną amnestię i wysokie stanowisko. Wówczas już, w tajnej podjednostce OGPU na czele której stał martynista Gleb Bokij(4), trwały prace nad przygotowaniem ekspedycji do Tybetu oraz duchowego przeobrażenia bolszewizmu w jakiegoś rodzaju nowy, spirytualny byt...

Baron Ungern odpowiada odmownie na wszystkie propozycje. Przynajmniej tak mówi oficjalna historia. 12 sierpnia 1921 r. baron Ungern-Sternberg został rozstrzelany. Umarł Bóg Wojny...

Ale czy bogowie w ogóle umierają? - zapytacie z niedowierzaniem, i będziecie mieć całkowitą rację. Oni mogą odejść, ale umrzeć nie mogą.

Do dziś w religijnych kręgach mongolskich i buriackich krąży następujące podanie:

Z północy nadszedł biały wojownik i poderwał Mongołów, wzywając ich by zerwali niewolnicze łańcuchy, skuwające ich swobodną ziemię. W tego białego wojownika wcielił się Dżyngis-chan, i przepowiedział on nadejście jeszcze większego od siebie...”

Chodzi o Dziesiątego Awatara, Mściciela, Tryumfatora, Groźnego Sędziego. Różne tradycje nazywają go różnymi imionami. Nie zmienia to jednak istoty rzeczy. Klęska „naszych” to tylko eschatologiczna iluzja. Poddawanie się jej jest niemoralne. Naszym zadaniem jest wytrwać do końca. Nieważne że przegramy wszyscy do ostatniego i stracimy wszystko co jeszcze można stracić... Naszym honorem jest Wierność.

Rzucić wyzwanie przeznaczeniu ciemnych wieków – w samym tym geście zawiera się już najwyższa nagroda.

A nieco później nadciągną też i mściciele... Ostatni Batalion...  Okrutne Łowy Jednego... Siła „naszych”. Ze złotym sztandarem, na którym lśni czarna runa UR – znak Kosmicznej Północy – osobisty sztandar Boga Wojny, barona Romana Fiodorowicza Ungern-Sternberga. Zwiastuna Awatara.

 

Aleksander Dugin

 

z języka rosyjskiego tłumaczył: R. Lasecki

źródło: A. Dugin, Барон Унгерн- Бог Войны, http://arcto.ru/article/1104 (31.05.2013)

(artykuł jest pisemną wersją audycji radiowej Aleksandra Dugina z cyklu „Finis Mundi”, w tłumaczeniu fragmentów książki Jeana Mabire'a posiłkowano się tekstem oryginalnym)

 

Przypisy tłumacza:

 

1.     Dzisiejsze Ułan Ude, stolica rosyjskiej autonomicznej Republiki Buriacji.

2.     J. Mabire, Ungern - Le Dieu de la Guerre. La chevauchée du général-baron Roman Feodorovitch von Ungern-Sternberg du golfe de Finlande au désert de Gobi, Paris 1987.

3.     Suche Bator (1893-1923) – jeden z przywódców wojskowych rewolucji komunistycznej w Mongolii, pochodził z rodziny arackiej, w młodości wykonywał zawód poganiacza i drukarza. Czojbałsan (1895-1952) – mongolski komunista, jeden z przywódców rewolucji w tym kraju. W młodości kształcił się w klasztorze buddyjskim i w rosyjskiej szkole w Irkucku, gdzie zetknął się z ideologią komunistyczną. W latach czterdziestych przejął władzę w Mongolii zaprowadzając system przypominający stalinizm.

4.     Zob. Komunizm okultystyczny. Wywiad z Olegiem Czyczkinem, http://xportal.pl/?p=1019 (31.05.2013)