Chrześcijaństwo i nauka

Opis problematyki i pozycji wyjściowych

Chrześcijaństwo nie ma dogmatycznej kosmologii. Teologia, soteriologia, nauka o duszy, moralność – one są opisane dokładnie. Jest też określona dogmatyczna nauka o strukturze historycznego procesu. Ale o fizyce, materii, botanice, biologii takiej twardej kodyfikacji nie ma.

Można zaproponować umowny schemat: kosmologia – baza, teologia – nadbudowa, niekoniecznie interpretując ich po marksistowsku – że niby baza ważniejsza. Można uważać dokładnie na odwrót, ale dla nas ważniejsze jest to, by przemyśleć ten schemat, nie wartościując.

To pozwala współczesnym chrześcijanom godzić „wiarę” z „nauką”. Jeśli wobec historii, biblijnej chronologii czy nauki o duszy to zrobić trudno, o tyle wobec fizyki, chemii, biologii, astronomii, botaniki, zoologii itd. – wydaje się, że łatwo. Ale tylko się wydaje.

Sformułujmy pytanie: czy chrześcijaństwo jest zgodne ze współczesną nauką?

Oczywiście znamy dwa stanowiska, które je wyczerpują:

  • sami naukowcy chrześcijaństwo pobłażliwie postrzegają za „mit”, a jego wyobrażenia o świecie za „przednaukę”, Pre-Science (paradygmat Przednowoczesności);
  • chrześcijanie twierdzą, że „wiara” i „nauka” nie stoją z sobą w sprzeczności i że chrześcijaństwo jest moralno-etyczną i nawet soteriologiczną (u chrześcijan-fundamentalistów) nadbudową nad przyrodniczo-naukową – „obiektywną” – wiedzą o świecie (niektórzy łudzą się, że wraz z rozwojem nauki ona jeszcze bardziej zbliży się z religią, „wierzę w jeden Wielki Wybuch” itd.).

Trzecie stanowisko, które przedstawiałoby krytykę nauki z pozycji chrześcijaństwa, jest nieobecne lub obecne w zalążku (interesujące są z tym związane prace o. Pawła Florenskiego). Nikt nie ośmieli się dziś rzucić wyzwanie monumentalnej budowli współczesnych nauk przyrodniczych.

A jednak właśnie to trzecie stanowisko interesuje nas w tym wykładzie.

Kosmologia i wyobrażenie o naturze świata we wczesnochrześcijańskiej epoce

W Biblii i Ewangelii, rzeczywiście, nie zawarta jest dogmatyczna kosmologia. Nie ma mowy o atomach, żywiołach (pierwiastkach), o rozwoju, gatunkach zwierząt itd. Jednocześnie z jakimiś wyobrażeniami o świecie i jego naturze chrześcijaństwo jako obejmujący wszystko światopogląd po prostu powinno było działać.

Tymi wyobrażeniami wskutek historycznych i (?) okoliczności zostały wyobrażenia o świecie greckiej kultury epoki hellenizmu (pierwsze wieki po narodzeniu Chrystusa). Właśnie na tę grecką naukę nałożyło się chrześcijaństwo. Ale czy wszystko z niej się przyjęło? I jakie konkretnie kosmologie były przyjęte za podstawowe? Tu dotykamy najważniejszego.

Po pierwsze, w świecie hellenistycznym istniały trzy alternatywne podejścia do kosmosu:

  • atomistyczny, materialistyczny, oparty na wierze w rozwój i postęp z dołu do góry (samorozwój); jego reprezentowali Demokryt, Epikur, Lukrecjusz itd.,
  • arystotelesowski, twierdzący, że boski porządek jest wieczny i nieodłączny samemu światu jako bóstwu,
  • platoński (i neoplatoński), zgodnie z którym świat został stworzony przez Twórcę w zgodzie z określonym, przedwiecznym planem, wcielonym w wiecznych ideach.

Chrześcijaństwo faktycznie z samego początku odrzuciło pierwszy i przyjęło dwa pozostałe w kombinacji i częściach. To absolutnie kluczowy moment dla naszego tematu.

Przy tym, w czasie integracji arystotelizmu i platonizmu w chrześcijaństwo były dokonane dość zasadnicze poprawki: wymazanie politeistycznych składowych (bogów w przyrodzie) i wieczność świata. Figura transcendentalnego Stwórcy z całą ścisłością chrześcijańskiej dogmatyki w tych modelach nie była obecna. Jej wprowadzenie zasadniczo naprawiło cały obraz.

 

Podstawową ideą arystotelizmu był boski porządek, który wychodził z tego, że każdej rzeczy przynależy właściwe jej miejsce. Wszystkie rzeczy dążą do tego, by je zająć, ale przeszkadzają sobie wzajemnie, taka już jest natura ruchu. Wśród przyczyn najważniejszą jest causa finalis, to jest – w imię czego? W jakim celu? Dokąd? Po co? To dla wszystkich rzeczy – ich cel (właściwe miejsce) i ich sens. Dalej, nauka o Bogu jak o nieruchomym poruszycielu. Idea istnienia jako składającego się z formy i materii. Logika jako podstawa praw myślenia, zasadzającą się na trzech zasadach: A=A; nie-A; albo A, albo nie A. To całkowicie przesądza o określonym modelu kosmosu.

Platonizm proponował inną strukturę. Bóg znajduje się nie w świecie, ale za jego kresami, a dokładnie na najwyższej granicy świata, gdzie Nieobjawione (apofatyczne) graniczy z objawieniem. Świat jest procesem ciągłej pobłażliwości, stygnięcia, zgęszczenia, uszczelnienia idei i eidosów (monad). Dolną granicą jest materia, która jest wyrażeniem czystego niebytu (lub zła, nie mającego bytu, nędznego). Między ciałami a Bogiem istnieje hierarchia istot pośrednich – dusz, bohaterów, demonów, aniołów, archaniołów i „bogów”. Świat jest hierarchiczną piramidą, gdzie od każdej cielesnej rzeczy możliwe jest wzniesienie przez jej istotę duchową ku świetlnej hierarchii, aż do Boga. Dusza człowieka jest ideą, zstępującą w ciało, a następnie powracającą do źródła-gwiazdy.

Korekty chrześcijaństwa w kierunku arystotelizmu prowadziły do następującego: świat nie jest wieczny (w odróżnieniu od Arystotelesa), dlatego że nieruchomy poruszyciel nie jest w nim, a poza nim. Dlatego świat ma początek i koniec, ku któremu świat zmierza. Ale naturalne miejsca, logika, forma i materia w rzeczy – wszystko to trwa, ale nie jak naturalne cechy kosmosu, a jak ślad Stwórcy. Bóg stworzył świat uporządkowanym i przemyślanym od samego początku, ale w odróżnieniu od samego Arystotelesa, świat może ten porządek stracić i stoczyć się w otchłań, bo nie jest niezależny, tj. sam stać nie może. Sam – bez Boga – on upadnie. Ten chrześcijański arystotelizm rozwinięty przez św. Jana z Damaszku w prawosławiu i Tomasza z Akwinu w katolickiej scholastyce.

Korekty w kierunku platonizmu: Bóg znajduje się nie na granicy, a za granicą świata, którą określa akt stworzenia – „Niechaj się stanie!”, którego metafizyczna interpretacja była nieznana i obca samemu platonizmowi. Wieczność rozcina się – i świat, i dusza człowieka, a także i istoty cienkiego świata (anioły) mają początek, ale (!) nie mają końca. Poza tym hierarchia kosmosu jest przyjmowana. Tylko w miejsce duchów i bogów wstępują anioły. Ważne: anioły, będące stworzeniami, zajmują pośrednie miejsce między Bogiem i światem naturalnym, tj. wypełniają fizyczną funkcję łączenia niestworzone z cielesnym. Anioły – fundamentalnie ważny dla chrześcijaństwa element fizycznego obrazu świata. Właśnie anioły wstrząsają ziemią, zsyłają plagi i wyzwania, sprowadzają ogień (na Sodomę i Gomorę) itd. Ponieważ jedna trzecia aniołów upadła, to oni (biesy) zeszli na ziemię i pod ziemię i… i odpowiadają za najbardziej niskie i krępe formy życia. Anioły ratują fizyczną strukturę świata, biesy ją niszczą. Anioły i biesy wspólnie grają fundamentalną rolę w przyczynowo-skutkowej strukturze kosmosu. Dlatego świat nie jest neutralny: za dowolną rzeczą skrywa się Anioł, ale najczęściej bies. I stąd imperatyw walki ze światem, zwycięstwo nad światem (ma się rozumieć, nad tymi stronami kosmosu, na które silnie wpływają biesy).

Wszystko to w pełni zachowane w prawosławnej ascetyce, ale może powstać wrażenie, że dotyczy to tylko duszy. W pierwotnym chrześcijaństwie – aż do Nowożytności, o którym mowa będzie później – właśnie tak rozumiany był kosmos: jako rozdarty między aniołami i biesami, i wraz ze zbliżaniem się końca czasów (chrześcijaństwie odczytanie historii), istotnie, zmienia się sama natura świata – wpływ biesów narasta.

Nowoczesność i jej kosmos

W późnym Odrodzeniu (XVI wiek) i wczesnej Nowożytności (XVII wiek) pojawia się współczesna nauka. To znaczy, że zmienia się obraz świata – kosmosu, przyrody, fizyki. Ta zmiana ma wyraźnie dostrzegalne cechy. Obiektem demontażu staje się arystotelizm (dominujący w scholastyce), ale przy tym nie jest to powrót do czystego platonizmu. Pojawia się coś nowego – nie-arystotelizm i nie-platonizm. Co? Cofamy się: do odrzuconego przez chrześcijaństwo modelu dosokratejskiego atomizmu, epikureizmu i ewolucjonizmu Lukrecjusza. Właśnie to staje się fundamentalną podstawą współczesnej nauki. Świat stworzony jest nie z góry (jak u Platona), nie jest boski sam w sobie (jak u Arystotelesa), ale materia rozwija się i sama tworzy rzeczy, składające się na gry atomów. Dlatego u rzeczy nie ma właściwych miejsc, a w ruchu nie ma causa finalis, jest tylko causa causalis, przyczyna (z jakiego powodu?), ale nie cel (po co?).

Jako jeden z pierwszych ten program Nowożytności głosił Galileusz, po czym podchwycił to Francis Bacon, następnie Kartezjusz, Newton, Spinoza itd.

Przy czym na początku Bóg i chrześcijaństwo nie zostały odrzucone. Wręcz przeciwnie, zniesienie platonizmu i arystotelizmu postrzegane jest jako oczyszczenie chrześcijaństwa ze śladów pogaństwa, od sakralności kosmosu. Bóg staje się „bogiem” deistów – przyczyną (causa) organizacji świata, ale już nie celem. Po drodze odrzuca się byt aniołów i biesów (przeradzających się z kosmologicznych pośredników w psychologiczne metafory). Świat przeobraża się z organizmu w mechanizm, odczarowywuje się [w oryg. расколдовывается – przyp. tłum.]. Protestantyzm ze swoim racjonalizmem jeszcze bardziej sprzyja temu intelektualnemu klimatowi, odrzucając cuda, tajemnicy, ikony, Eucharystię, sam Kościół.

I tu rzecz najbardziej interesująca. Zdemontowawszy „hellenistyczny” kosmos, Nowożytność przyjęto za sam Kościół i w końcu za Boga. Bóg stał się niepotrzebny dla nowej atomistycznej kosmologii, dla nowej racjonalistycznej nauki, a Kościół obrócił się w przestarzałą instytucję, znalazł się na peryferii społeczeństwa, wypaczony (jak w USA i Europie) lub prawie unicestwiony – jak w ZSRR.

Można, oczywiście, uważać to za prosty zbieg okoliczności: jedną rzeczą jest odejście od arystotelizmu (i platonizmu) i przejście do atomizmu i mechanizmu (obiektywny rozwój wiedzy naukowej), a inną dechrystianizacja (rezultat subiektywnych politycznych i społecznych procesów). Ale są one na tyle związane konceptualnie, teoretycznie i historycznie, że zbieg okoliczności wydaje się czymś zbyt nieprawdopodobnym. Mamy do czynienia z powiązanym zjawiskiem: zmianie podstawy (kosmologii, fizyki) towarzyszy zmiana nadbudowy.

Z tego wynika fundamentalny wniosek: znaczenie przednowoczesnej kosmologii, tj. chrześcijańskiej interpretacji kosmosu, substancji, fizyki, dominującej od pierwszych wieków do końca Odrodzenia (a to 16 wieków), było o wiele bardziej i ściślej związane z dogmatyką (nadbudową – teologii, soteriologii itd.), niż przyjęło się sądzić. Niszcząc chrześcijański kosmos, uczeni Nowożytności niszczyli samo chrześcijaństwo. I z powodzeniem zniszczyli.

Wniosek: nauka może być chrześcijańska (w tym przypadku powinna operować arystotelesowsko-platońskim modelem kosmologii), może być niechrześcijańską, a może być i antychrześcijańską. Niechrześcijańska nauka – to kosmologia hinduizmu, buddyzmu, taoizmu i innych niechrześcijańskich kultur. Ale zachodnio-europejska nauka nie jest po prostu niechrześcijańska: ona jest właśnie antychrześcijańska, kształtowała się jak projekt zniszczenia chrześcijańskiego rozumienia budowy świata, i wektor jej rozwoju, który doprowadził do obecnej sytuacji technocentrycznego społeczeństwa, może być oceniony z teologicznych pozycji – z pozycji nadbudowy – jako triumf swego rodzaju antyreligii, a w konsekwencji, współczesna nauka okazuje się zwycięstwem „filozofii biesów”.

Zakończenie: co robić?

Wzorcowe pytanie chrześcijaństwa: co robić? Jak być?

Jeśli przyjąć to trzecie stanowisko wobec religii i współczesnej nauki, żyć zaczyna być trudno (można powiedzieć, że nieznośnie). Tu należy nie tylko nie ufać ideologii współczesnego – bez wątpienia niechrześcijańskiego, często otwarcie antychrześcijańskiego – społeczeństwa, ale i samemu otaczającemu nas światu, który – jeśli się zastanowimy – wprowadzony w nas został całą strukturą wychowania, wykształcenia, nauczania, kultury tak głęboko, że jesteśmy przekonani, że to jest właśnie rzeczywistość, naturalność, byt, prawda. Z ideologią można się spierać (chociaż i to jest trudne, jeśli ta jest totalitarna, jak wszystkie ideologie Nowoczesności: komunizm, faszyzm i – najbardziej totalitarna ze wszystkich! – liberalizm), ale nie ufać swoim narządom zmysłów, widzieć za „naturalnymi” zjawiskami to, „czego nie ma” (jak nam powiedzieli rodzice i jak powiedziano w szkole), tj. kosmologiczną siłę aniołów i biesów – to prosta droga do obłędu.

Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie, bo ona nie może być ani prosta, ani zrozumiała. Mogę tylko wyrazić określone zdania, nie będąc przekonanym o tym, że są skuteczne i mogą coś zmienić.

Po pierwsze, należy zadać sobie trud dogłębnie zbadać filozofię Platona i Arystotelesa. To wymaga wysiłku, ale to podstawa chrześcijańskiego myślenia. Bez Platona podstawowe teologiczne twierdzenia szkoły kapadockiej [wczesnochrześcijańskich Ojców Kościoła pochodzących z Kapadocji – przyp. tłum.] i, co więcej, same podstawy nauki o Trójcy, stworzeniu itd. – nie mówiąc już o Areopagitykach, ascetyce czy hezychazmie – wiszą w próżni. Podstawy chrześcijańskiej teologii opracowali platonicy. I platońska kosmologia – z chrześcijańskimi korektami – była włączona w tę filozofię. W chrześcijańskim kontekście najwyraźniej ten korpus przedstawiony w Areopagitykach, na Zachodzie – u Jana Szkota Eriugeny.

Po drugie, należy zwrócić uwagę na w pełni uzasadnioną krytykę Nowoczesności przez postmodernistów. Ogólnie rzecz biorąc, postmoderniści nie dążą jedynie do obnażenia Nowoczesności, ale jej przekroczenia w pełniejszym intelektualnym satanizmie, doprowadzając materializm i immanentyzm do logicznego kresu. Ale taka radykalność postmodernistów pomaga lepiej zrozumieć samą strukturę nauki Nowożytności. Tu objawia się sztuczny czy nawet fałszywy charakter dowodów twórców naukowego obrazu świata. I tak Paul Feyerabend pokazuje, że Galileusz zwyczajnie sfałszował doświadczenia, a Bruno Latour wyczerpująco wyjaśnia, jak do jakich sztuczek i oszustwa uciekali się twórcy naukowego obrazu świata, założyciele pierwszych laboratoriów. Ogólnie, postmoderniści bardzo przekonująco udowadniają, że naukowy obraz świata jest ideologicznym konstruktem; kolektywną, społeczną, psychologiczną sugestią, rezultatem masowego podszeptu. I tu najwyższy czas wspomnieć o funkcji biesów w chrześcijańskiej kosmologii: Nowoczesność – to filozofia diabła, przy czym w tzw. ściśle naukowej dziedzinie wiedzy to nie mniej sprawiedliwie, niż w sferze religii, teologii czy polityki.

Wniosek: współczesny naukowy obraz świata jest częścią planu Antychrysta, pokładem jego świadomości. Nie jest tak ważne, czy to główna jego część, czy nie. Ważne, że część. Ale uniwersalny i dla wszystkich zrozumiały plan walki z Antychrystem nie tyle nie istnieje, ale istnieć nie może i nie powinien. Inaczej ostatnia eschatologiczna, apokaliptyczna próba nie byłaby na tyle trudna i na tyle decydująca.