ODWRÓCONY ŚWIAT I ODWRÓCONA KSIĄŻKA

Recenzja książki A. G. Dugin „Ontologie wewnętrzne”
Każdy tekst mający jakiekolwiek znaczenie jest tekstem skrywającym tajemnicę. I tajemnica książki A. G. Dugina pt. „Internalne ontologie” polega na tym, że jej strony można obracać nie tylko wzdłuż osi poziomej, ale także wzdłuż osi pionowej. Innymi słowy, można go przewrócić, wywrócić „do góry nogami”. Możliwie jest to najlepszy sposób, aby to przeczytać.

Książka ma podwójny podtytuł: „Sakralna fizyka i przewrócony świat”. Jeśli dużo się mówi i pisze o pierwszej, czyli o „sakralnej  fizyce”, to druga, „przewrócony świat”, zwykle pozostaje niezauważona. Wydaje nam się, że dzieje się tak z tego samego powodu, dla którego ta i inne książki autora pozostają w zasadzie nieprzeczytane lub niejako przeczytane w połowie. A dokładnie: tym książkom odmawia się interpretacji. Są one przestawiane, opowiadane na nowo, chwalone lub krytykowane, ale prawie nigdy nie przeprowadza się nawet minimalnej pracy hermeneutycznej. Nie kwestionujemy wagi działań popularyzatorskich, ale niedopuszczalne jest ograniczanie się tylko do nich. Nawet jeśli jest to niezręczne, nawet jeśli jest to pierwsze przybliżenie, konieczne jest, aby naprawdę zacząć czytać Dugina. Jeśli chodzi o faktyczne filozoficzne rozumienie i rozwój zapisów jego książek, to z wyjątkiem kilku autorów mamy tylko w najlepszym przypadku „tron” («этимасия»), w najgorszym „i tamto i siamto”.

Jest to szczególnie oczywiste w przypadku „Internalnych ontologii”. W naszej krótkiej recenzji postaramy się powstrzymać od prostego przypominania treści książki i omawiania jej zalet i wad. Zamiast tego opiszemy kilka ogólnych zamierzeń i wrażeń, jakie zaczerpnęliśmy z książki.

Mając na uwadze długą tradycję krytyki nauki, być może nie będziemy już po raz kolejny wytykać jej wad. Aby w obecnych warunkach rozmawiać o nauce, a zwłaszcza aby myślenie to było nietrywialne, konieczne jest zadanie dość wnikliwego pytania o naukę. To pytanie mogłoby brzmieć „po co?” lub nawet „do czego?”. Po co nauka? Pewnie jeszcze nie po to, by „poznać obiektywną rzeczywistość” czy zapewnić „skumulowane zgromadzenie wiedzy”, jak zapewniają nas zwolennicy pozytywizmu i empiryzmu. Tak przynajmniej uważają tradycjonaliści. Po co nauka? Książka „Internalne ontologie” podaje dość interesującą i nie od razu oczywistą odpowiedź: dla końca. Nauka jest potrzebna, aby naukę dokończyć, a raczej położyć jej kres, zmierzyć ją i wskazać jej granice. Nauka jest granicą nauki – od tej definicji chcielibyśmy zacząć. Nauka musi stać się nauką o granicach, nauką o końcu.

Obowiązkiem naukowca w naszej epoce jest zakończenie nauki. Oczywiście zadanie na pierwszy rzut oka wydaje się dziwne. Możliwie dla niektórych szalone i niebezpieczne. Jednakże nie warto spieszyć się z wnioskami. Nie chodzi tutaj o przełom, który od razu obala instytucje naukowe i znosi wiedzę naukową i metodę naukową. Byłoby to bezowocne i mało wykonalne. Skończyć, dokończyć, niekoniecznie oznacza zniszczyć: zwłaszcza, że nauka doskonale niszczy samą siebie. Zwrócona przeciwko sobie (jak cała dotychczasowa logika zachodnia – ścisła, nieodróżnialna) zaczyna się obalać. Jednak to niekończące się samounieważnienie, samoodkładanie na później jest także przyczyną nieograniczonego trwania i nieskończonego mnożenia się nieskończenie „słabych” jednostek logicznych (w innym miejscu autor nazywa je „logemami”). Związek tego odroczenia z kapitałem, dynamiką nowoczesnej technologii itp. jest oczywisty. Współczesność jest zużyta, usiana mikroporami, skazana na powolne gnicie. Współczesność to upadek. Wtedy dla tradycjonalisty staje się jasne, że proces ten należy zatrzymać, aby następnie rozpocząć go na nowo na innym podłożu i w ten sposób przeprowadzić przejście fazowe – żadne lamenty nad zanikaniem europejskiej racjonalności nie są tu niewłaściwe. Po tej uwadze odejdźmy od dyskusji o nauce jako takiej i skupmy się na uwarunkowaniach „naukowości”. W końcu granice są zawsze także warunkami. A głównym warunkiem współczesności jest jej „przewrócenie”.

Tak więc celem tradycyjnie myślącego naukowca jest dokończenie rozkładu i rozpoczęcie restauracji. Nie jest to jednak możliwe, dopóki rozkład i gnicie nie zajdą wystarczająco daleko. Dlatego w żadnym wypadku nie należy spowalniać tego procesu, a tym bardziej sięgać do pozostałości myśli europejskiej, aby je ożywić. Ci, którzy wierzą, że rozumieją myśl Zachodu lepiej niż ona sama (i dlatego mogą przerobić europejskie dziedzictwo według własnych upodobań), znacznie nie doceniają nieskazitelności, mechanicznej doskonałości kultury europejskiej. Nie oznacza to jednak wcale, że odłamków nie da się uratować. Jest to całkiem możliwe, ale najpierw należy położyć kres rozkładowi.

Już wcześniej zwracaliśmy uwagę na nieskuteczność w tej kwestii rozrywających ruchów, rzutów, szarpnięć itp. Nawet jeśli założymy, że szarpnięcie jest wykonalne, to jest mało prawdopodobne, że koniecznie zostanie ono skierowane „w wieczność” i stanie się długo oczekiwanym „epistrophe”, jak chciałoby zapewne wielu tradycyjnie zorientowanych myślicieli. A nawet jeśli powrót się powiedzie, oczywiste jest, że będzie on dostępny tylko dla nielicznych. Dlatego ta ścieżka nie nadaje się jako program. Aleksandr Dugin również nie podaje przepisów w swojej książce. Pokazuje jedynie możliwość i bogactwo: wyobraźnię, świat, człowieka; a także wskazuje na potrzebę wykonania „zwrotu”. o jakim zwrocie jednak mówimy? Co dokładnie należy obrócić i jak? Owszem, postawiono diagnozę paradygmatu „eksternalnego”, ale nie ma jednoznacznych odpowiedzi. Wprawdzie na pierwszy rzut oka odpowiedź wydaje się oczywista: powrót do prymordialnej Tradycji, choć w zaktualizowanej formie.

Jednak jedna, nawet znacząca odmowa ze strony współczesności nie wystarczy, gdyż bariera oddzielająca od nas Tradycję ma charakter paralogiczny. Głównym twierdzeniem często formułowanym w odniesieniu do kategorii „tradycjonalności” jest to, że sama „tradycjonalność” jest zbudowana ze współczesności i ostatecznie także przez nią determinowana. Co więcej, model „trzech paradygmatów” – który staje się podstawową siatką interpretacyjną myśli Dugina – jest przede wszystkim platoński. Oznacza to, że mowa zawsze prowadzona jest z zaznaczonych stanowisk objętych ogólnym procesem filozoficznym, a spojrzenie, jak wiemy, zawsze zmienia to, na co jest skierowane. Zakłada się, że instancja Radykalnego Podmiotu wykracza poza wszelkie paradygmaty. W tym przypadku decyzja o wyborze paradygmatu staje się kwestią woli, a nie kwestią prawdy.

W czasie powszechnego zamieszania nie można mieć nadziei, że w paraksalnym rzucie ponowoczesności uda się chwycić i utrzymać ten właśnie „pion”. Wątpliwe jest, czy nastąpi pełny powrót do tradycji w warunkach, w których powrót ten będzie można bardzo wiarygodnie naśladować. Wysiłki w tym kierunku są niewątpliwie potrzebne, ale ważne jest, aby jasno zrozumieć, czemu dokładnie te wysiłki mają na celu. Powrót do źródła nastąpi tak czy inaczej. W obecnym stanie trudno mówić o „przywróceniu pionu”, a raczej o „utrzymywaniu horyzontu”. Nie szarpnięcie w górę (co, jak już powiedzieliśmy, jest możliwe, ale nie jako program uniwersalny), ale utrzymywanie-z lub utrzymywanie-w: centrum, serca, naturalnego miejsca, po prostu w jakimś miejscu, itp. .

Książka Aleksandra Dugina nie jest instrukcją obsługi dla wąskiego kręgu tradycjonalistycznych intelektualistów. Twierdzi, że zrewiduje całą współczesną naukę. Jej ukrytym i prawdopodobnie głównym celem jest właśnie wyzwolenie, oczyszczenie i oznaczenie rosyjskiego krajobrazu intelektualnego. Dlatego też, jeśli w „Internalnych Ontologiach” widzieliśmy jedynie wezwanie do powrotu, to przegapiliśmy znacznie bardziej podstawowy cel tej książki. Stało się tak, ponieważ szukaliśmy jedynie „świętej fizyki”. Jeśli zaś chodzi o „odwrócony świat”, to tutaj wszystko wydaje się jasne. Świat odwrócony to Nowoczesność i Ponowoczesność, świat obalonych („przytłoczonych”) tradycyjnych hierarchii. Jednak w tym ciekawym zdaniu kryje się znacznie więcej.

World upside-down, verkehrte Welt, świat wywrócony do góry nogami to stary i niezwykle bogaty w znaczenia topos kultury europejskiej. Dugin używa go w odniesieniu do „Fenomenologii ducha” Hegla. Oprócz znanego już argumentu ad diabolum, książka pośrednio zawiera inne, bardziej złożone odczytanie pojęcia „verkehrte Welt”. „Odwrócony” jest nieodzowną cechą świata jako takiego. Prawdopodobnie mamy do czynienia z przemyśleniem słynnej formuły Mikołaja z Kuzy: „centrum jest wszędzie, koła nigdzie”. Czyli główną właściwością świata, a zarazem tego, jak wygląda w obecnych warunkach ontologicznych, jest „odwracanie się” lub – paradoksalnie – „wytrzymałość do przewrócenia”. Nie bez powodu świat, podobnie jak kula, tradycyjnie wyznaczany jest przez kwadrat, który można łatwo obrócić na dowolny z czterech głównych boków, nie tracąc przy tym stabilności. „Odwrócony” i „świat” okazują się synonimami. Mamy więc przed sobą symbol, który nie jest jasny. Wskazuje na potrzebę nie tyle przywracania upadłych pionów czy budowania nowych, ile podwyższania i odnawiania poziomych. To właśnie cecha „wywrócenia” pozwala odwrócić świat, spojrzeć na niego w świetle Czarnego Słońca. Nie wolno nam zapominać o ciemności. Nie powinniśmy na to przymykać oczu, jakbyśmy wciąż znajdowali się w kosmosie Platona. A raczej tak, jakby możliwy był tylko jeden platoński kosmos. Inne są możliwe, a szansa to nie tylko potencjalność i brak, ale także siła, zdolność, moc.

Wtedy treść książki ukazuje się nam w nowym świetle. „Genealogia eksternalności” (a dokładnie tak brzmi tytuł trzeciej części książki; w niej autor śledzi sposoby kształtowania się współczesnego „naukowego” obrazu świata) staje się także „genealogią nowej internalności”, ale w negatywie, w zwiniętej formie, w odwrotnej kolejności. Nie tylko rozpoznanie na terytorium wroga, ale także szkic planu, według którego będziemy musieli zebrać nową naukę. Jednocześnie fragmenty poświęcone analizie żywiołów czy opisowi stanów elementarnych można rozumieć jako przejaw zasadniczej ambiwalencji, niejednoznaczności otaczającego kosmosu, jego głębi, a także wezwanie do „rozróżnienia duchów”. ”

Nie bez powodu książka poświęca dużo uwagi Wodzie. Jest to oczywiście ta sama Woda starożytnych autorów, pierwiastek kosmosu orfików, neoplatonistów i hermetyków, następna co do gęstości po ziemi, a także agiasma, woda święcona i woda życia. Dopuszczalne jest jednak (a nawet konieczne) inne odczytanie, które nie przekreśla, a wręcz przyćmiewa pierwsze (nie zapominajmy o „odwróconym świecie”). To są wody rzek piekielnych, wody Lete i Acheronu. Żyjemy w jamie, mówi Platon. Dugin przywiązuje tak dużą wagę do wody po prostu dlatego, że dla nas ta woda jest środowiskiem naturalnym. Żyjemy w jamie i uważamy morze za niebo, podczas gdy nasza ziemia stopniowo osuwa się do podziemnego świata. Autor mówi o tym otwarcie, analizując pośmiertną geografię Fedona. Nie myślmy, że nie podlegamy istniejącym warunkom ontologicznym: jedną nogą już jesteśmy w piekle. Jednak nie wszystko jest takie złe.

Na negatywowej fotografii łańcuchy logistyczne i przepływy finansowe, które skorodowały świat, z łatwością zamienią się w kopalnie złota, a fragmenty Umysłu staną się podziemnym Księżycem, Słońcem i gwiazdami. Ich połączona „lekkożenia” («легкотение») (w przeciwieństwie do „ciążenia” ( «тяготению») uniesie pływające wyspy w powietrze. Mowa wydaje się być podzielona na dwie części, pion rozciąga się zarówno w górę, jak i w dół. Nie ma eksternalności bez internalności i odwrotnie. Możemy polegać tylko na Heraklicie: „droga w górę i droga w dół są jednym”. Następnym klasycznym elementem po Wodzie będzie Powietrze (stąd np. „aerokracja”). To jeszcze bardziej wyjaśnia treść książki, ale także stawia przed tymi, którzy traktują ją poważnie, nowe zadanie – nie tylko wytrzymać strumienie ciemnej, postmodernistycznej wody, ale także nie zgubić się na świeżym powietrzu. Poradzą sobie z tym tylko ci, którzy wcześniej zbudowali latające miasta. A. Dugin mówi o tym w swojej książce: musimy teraz budować nasze powietrzne pałace, powietrzne katedry i arki.

Nastrój „Internalnych ontologii” można oddać formułą: nie ma jeszcze północy. Nie ma jeszcze daleko północy. Nie jesteśmy jeszcze w prawdziwej nocy. Ale noc powoli nadchodzi. A ten, kto nie chce wniknąć w „tajemnicę bezprawia”, chowając się za utartymi ideami i autorytetami, nie będzie się opierał. Niewątpliwie trzeba dążyć do wzniesienia się, ale procesu wznoszenia się nie można oddzielić od procesu schodzenia. Inwolucji nie da się zatrzymać, nie można przestać spadać, ale istnieje szansa, aby upadek w otchłań piekielną zamienić w upadek w otchłań nieba.

Tłum.: KK