Absolutny Początek (David Bowie)
Karty podstawowe
1. David Bowie - wtajemniczony
David Bowie znany jest jako muzyk i aktor, niewiele osób wie jednak o jego zainteresowaniu doktrynami inicjacyjnymi, w tym zasadami Ścieżki Lewej Ręki i thelemizmu. Wobec nich, nie zaskakuje, że jego piosenki, teledyski i projekty estetyczne posiadają wymiar okultystyczny.
Dobrym przykładem takiego wielopoziomowego przesłania jest utwór „Absolute Beginners”, gdzie estetyka emocjonalna i psychologiczna skrywają ezoteryczny rdzeń.
2. Oszustwo
„Absolute Beginners" – dosłownie “absolutnie zaczynający”, to fraza całkowicie sprzeczna wewnętrznie pod względem logiki. To, co absolutnie, nie „zaczyna się” jako prawdziwy absolut, nie ma początku ani końca, nie powstaje i nie znika. I vice versa: to, co się zaczyna – z zasady nie jest absolutne, lecz raczej względne. Oto aspekt filozoficzny.
Na czystko codziennym poziomie pojawia się pewna kontrowersja: próba „zaczęcia od nowa” podejmowana przez naszych współczesnych jako słaby protest przeciwko własnej degeneracji, upodleniu, starzeniu się w realiach upadającej cywilizacji, którą rządzi entropia nie napotykająca choćby prób sprzeciwu. Jest to próba wysoce wątpliwa. Dzieci, jak Hezjod, przychodzą dziś na świat z siwą skronią i od kołyski chcą myć auta i otwierać konta w banku. Wszystko to znaki schyłku wieku żelaznego. Zbliża się „nowy początek”, wręcz absolutnie nowy.
Sam Bowie, mimo pomysłowości i talentu, nie może dostarczyć nam poważnej alternatywy. Fascynuje właśnie poprzez dekadencję, głębię niepokojącego narcyzmu, perwersyjność anglosaskiego ekscentryka, lecz nie jest bohaterem czy nosicielem nowego. Nie ma „Absolutu” czy „startu”, lecz raczej oszałamiający, egzotyczny zapach rozkładającego się ciała opakowany w globalistyczne gadżety.
Absolutny Początek – to koncepcja wzięta przez Davida Bowie z głęboko gnostyckich doktryn. To ona stoi za dobrą piosenką i dziwnym teledyskiem.
3. Doktryna gwiazd
Absolutny Początek, którego nie ma i być nie może, jest jednak osią zakazanego, heroiczną wiedzą przekazywaną przez łańcuch tajemnicy. W statycznym obrazie metafizyki – ze zmiennym i względnym dnem i absolutnym, stałym szczytem – niektórzy dostrzegą ekscytujące perspektywy w paradoksach związanych z rzekomym ryzykiem życia. Jest coś, co przecina dualizm logiczny i religijny – to Wieczny Początek, tajemniczy promień, który jest jednocześnie zamknięty i otwarty. Wobec niego wszystkie wielkie proporcje i trzy światy tracą znaczenie. Dno i szczyt odwracają się, dokonując niemożliwych i niewiarygodnych zaślubin nieba i piekła, o których pisał genialny Blake.
Oto „doktryna gwiazd”.
Thelemici, zwolennicy Francuza Rebelais’a i Anglika Crowleya wierzą, że „każdy mężczyzna i kobieta jest gwiazdą”. W przedstawicielu naszego przegrywającego gatunku kończącego swoją historię pod ciężarem banalności Banku Światowego i wolnego rynku, biologicznej imitacji istoty dumnej i anielskiej thelemita dostrzega gwiazdę niosącą lśniący promień lodu. Przez bałagan pokrywający duszę przebija dziwne, niemożliwe, oszałamiające światło.
To światło jest absolutnym początkiem, który być nie może.
4. Czarne promienie
Ziemia usuwa się nam spod nóg. Wartości i tradycje zostały tak zdegradowane i sprofanowane, że nie są już w stanie stawiać oporu pełzającemu nihilizmowi. Konserwatyzm i postęp –oto dwa oblicza tego samego procesu degeneracji. Z niegdysiejszej burzliwej historii pozostały jedynie głód, żądza i policja. Wszystkie znaki wskazują, że jesteśmy bardzo daleko od początku, zarówno starego jak i nowego. Pasjonarność uległa wyczerpaniu.
Co mają na myśli thelemici, których niepokojące idee są tak odległe od optymizmu New Age i niegdysiejszej teozofii, kiedy mówią, że każda z „gwiazd” ma paradoksalną możliwość „nowego początku”? Oczywiście nie chodzi im o prostackie „oświecenie”, „odszukanie prawdy” czy „przebudzenie.” Spójrzcie na wszystkich „konwertytów” każdej religii i sekty – nawiedzone spojrzenia, błyski błogiej głupoty, dziwaczne gesty wyraźnie dowodzące wewnętrznej choroby ciała… Odchodzą posykując w konwulsjach, nie osiągając niczego.
Światło Czarnej Gwiazdy thelemy wędruje inną trajektorią. Nie dąży na zewnątrz, nie stosuje zwyczajnych środków. Rozmyślnie przeraża i odrzuca, przywdziewa prowokacyjne szaty antynomii. Szybko opuszcza poszukujących inspiracji dla przemienienia systemu. Nie może zostać zinstytucjonalizowane. Ale istnieje zawsze i absolutnie migocząc poprzez eony, wbrew woli cyklów i skoncentrowanych mas ciemnych epok. Wybiera kształty i przejawy ciała, dąży do braku znaczenia i bezużyteczności, jego wybór jest arbitralny, nie patrzy na zasługi i cnoty działając niezależnie od „moralności” i sukcesów w ćwiczeniach oddechowych.
Absolutny Początek, bez płci, wieku, zawodu, stanowiska. Zasłonę atomów rozdziera brzytwa kryształowego przebudzenia.
5. Sprzedana alternatywa
Przywołajmy kluczowe słowa. No future – to nie chwytliwe hasło groteskowego ruchu młodzieżowego, który dawno już stracił cały impet. Teza Fukuyamy o „końcu historii” jest tym samym, lecz w łagodnej i optymistycznej tonacji. Wyczerpanie – oto główna cecha ponowoczesności. Triumf symulakry – radość ze śmieci. Okrutne elektryczne kłamstwa przebiegłych drapieżców przeszły od poziomu manipulacji społeczeństwem do kampanii szalonych maszyn. Cała literatura fantastyczna XIX w. stała się w następnym stuleciu codziennością, tego samego możemy oczekiwać po wieku XXI.
Żaden wizjoner czy futurolog nie przewiduje “nowego początku”. Prognozy są przerażające, im dalej w przyszłość, tym gorzej. A człowiek rzuca się we wszystko, od narcyzmu przez patchwork motywujących i kojących sloganów. Tymczasem kolorowe sępy kołują nad zapadającymi się bankami i telewizjami. Zaklinacze trupów. Uwierzyć thelemitom to zostać głupcem. Nie uwierzyć to oszaleć z samotności (wszyscy inni uwierzyli). No star in sight – żadnej gwiazdy w polu widzenia.
System sowiecki w sposób niezwykle chłodny zareagował na rozpaczliwe próby “nowej lewicy” próbującej stworzyć alternatywę ideologiczną dla porządku burżuazyjnego poprzez uaktualnienie i rewizję tradycyjnych doktryn antykapitalistycznych. Leniwi aparatczycy zignorowali działania nonkonformistów mających nadzieję na projekt pozytywny. Wtedy, „nowa lewica” widzącą nieunikniony upadek sowdepii zwróciła się ku ezoteryzmowi, gnozie i innym nieortodoksyjnym (dla lewicy) polom poszukiwań.
Podobnie my rozwijamy “nowe zasady” odrzucając złogi szowinizmu, ksenofobii i wiary w wolny rynek charakterystyczne dla „starej prawicy” odkrywając wartości rewolucji i socjalizmu. Ale wszystkich „nowych” z prawa i lewa – sowieccy partiokraci (dziś „demokraci” i „reformatorzy”) oskarżyli o nihilizm, pogrążając kraj w bagnie „reform” i zdrady narodowej. Znowu, jak tysiące razy w historii, prawdziwi nihiliści oskarżali o nihilizm tych, którzy chcieli go przezwyciężyć.
Efekt był smutny. Bez pomocy Moskwy, mądrzy i uczciwi, lecz bezsilni “nowi” zostali zmiażdżeni przez system. Debord popełnił samobójstwo, Foucault i Deleuze zmarli w zapomnieniu. Reszta zdegenerowała się do roli „policji myśli” (Bernard Henry Levy, Glucksmann, Habermas i inna swołocz). Bez bolesnego ognistego ducha rebelii sama Moskwa wpadła w sidła rządu światowego.
Nie ma najmniejszych szans na nowy początek. Inteligentni pesymiści mają jedynie nadzieję, że katastrofa przebiegnie łagodnie, jak przy eutanazji. Co właściwie mają wszyscy „patrioci” i „demokraci” przeciwko „człowiekowi jednowymiarowemu” Marcusego? Jako „ludzie ostatni” z Zaratustry Nietzschego, wszystkie sektory naszego społeczeństwa z radością powitałyby „człowieka jednowymiarowego” na czele rządzącej koalicji.
Tymczasem piosenek Bowiego słuchają niegdysiejsi młodzi ludzi (dziś już sporo po trzydziestce) popijając piwo Heineken.
6. Koniec iluzji
Alternatywy i Nowego Początku nie będzie. Nie ma „zewnątrz” (krąg jest fałszywy). Nie ma „wewnątrz” (siła duszy osłabła). Tym niemniej, dojrzewają grona gniewu, tkana jest sieć spisku – światowego sprzysiężenia przeciwko znienawidzonej teraźniejszości.
To spisek Gwiazd. W każdej epoce, w każdym miejscu, w każdych warunkach, w każdym czasie, w każdej sytuacji, w każdym położeniu „każdy mężczyzna i każda kobieta” mogą zacząć, otworzyć absolutny początek, przebić się Czarnym Promieniem bez końca, przechodzącym przez cykle i wieki wbrew każdej logice, każdemu czynnikowi zewnętrznemu, każdemu splotowi przyczyn i skutków. Każdy impuls życiowy, impuls pasji nagle może popchnąć nas poza krawędź, jeśli wykorzystamy nieograniczony nadmiar znaczeń. Chciwość i szczodrość, asceza i rozwiązłość, zazdrość i wierność, okrucieństwo i czułość - choroba sytości może stać się absolutnym początkiem, straszliwym grzmiącym akordem nowej rewolucji, jednej i niepodzielnej, prawej i lewej, zewnętrznej i wewnętrznej.
Nie można pozwolić, by po osiągnięciu szczytu nadszedł nowy upadek. Intensywność może tylko rosnąć. Po kulminacji winna nastąpić kolejna, jeszcze większa. Płonąca jednostka musi rozniecić w świecie zewnętrznym płomień buntu – buntu który (zdaniem Sartre’a) jest jedyną siłą mogącą ocalić człowieka przed samotnością.
Absolutny Początek jest niezależny od obiektywności, nie zna pojęć „wcześnie” i „późno”, „tutaj” i „tam”. To znacznie lepsze niż „nothing much to offer, nothing much to take"…
Jak pisał Guenon, koniec cyklu jest ostatecznie końcem iluzji.
Utworom Bowiego towarzyszy lektura “Księgi Prawa”, gorycz absyntu, który Crowley nazwał jedyną substancja inicjacyjną wśród alkoholi, piękny i bolesny fanatyzm politycznego ekstremizmu, padający niespodziewanie cień, podobny do krzyża celtyckiego…
Absolutny Początek jest na wyciągnięcie (lewej) ręki.