Aleksander Dugin: „Podstawy geopolityki” już dostępne po polsku!
Karty podstawowe
To już trzecia książka Aleksandra Dugina wydana po polsku, która ukazała się nakładem naszego Wydawnictwa ReVolta. "Podstawy geopolityki" w tłumaczeniu Aleksandry Radlak to pozycja elementarna, o rekordowej dla naszego wydawnictwa objętości, ponieważ liczy aż 500 stron! Można ją nabyć klikając TUTAJ (http://wydawnictwo-revolta.pl/sklep/ksiazki/a-dugin-podstawy-geopolityki/). Prezentujemy Państwu wstęp od Tłumacza, wprowadzający również do lektury książki, a także spis treści.
Wstęp od tłumacza
Wyzwanie historyczne i zagubiony żywioł
Jeśli przyjrzeć się historii geopolityki, której w znacznej mierze dotyczy niniejsza pozycja, bezpodstawny staje się rosnąco popularny dziś pogląd, że – jako system interpretacji współzależności bytów polityczno-społecznych i zajmowanych przezeń przestrzeni – musi ona wykluczać inne wzorce światopoglądowe, dyscypliny naukowe czy paradygmaty badawcze lub rościć sobie prawo do wyższości nad nimi; dalej, że (aby za wszelką cenę obronić swój status jako nauki) nie może ona łączyć się z systemami ściśle ideowymi lub nawet zawierać ich w sobie jako część składową swojej syntetycznej i złożonej formuły. Rudolf Kjellén, używając po raz pierwszy terminu „geopolityka” w 1899 roku, miał wszak na myśli system łączący w sobie wiele zagadnień, służący do badania zależności między wpływem czynników geograficznych i historycznych na powstawanie i funkcjonowanie ośrodków siły, co pozostawia szerokie pole do interpretacji. Wielu cenionych geopolityków nie stroniło ani od silnej warstwy ideologicznej, ani od romantyzowania danej przestrzeni oraz zrodzonych w jej obrębach kultur, etnosów czy narodów i zachodzących między nimi relacji.
Podczas gdy teorie heartlandu Mackindera i rimlandu Spykmana wydają się mieć charakter czysto strategiczny pod względem politycznym i militarnym, to równie podstawowe terminy, od lebensraum Haushofera po miejsce rozwojuSawickiego, związane są nie tylko z uwarunkowaniem geograficznym i pragmatyką strategiczną, ale z ideologią przenikającą głęboko w duchową warstwę etnogenezy, która to tendencja osiągnęła swój wyraz już w formie niemieckiego organicyzmu czy rosyjskiego poczwiennictwa. Źródła tych i innych niezaprzeczalnie złączonych z geopolityką idei doszukiwać należy się nie tylko w geograficznej, ale także w ontologicznej mapie świata. Zarys tej ostatniej, który stale przewija się w pracach Aleksandra Dugina, przedstawił prekursor islamskiego iluminacjonizmu (filozofii skupionej wokół metafizyki światła), Suhrawardī, już w 12. wieku, utożsamiając Zachód ze studnią duchowego wygnania.
Profesor Aleksandr Dugin, jako jeden z czołowych współczesnych przedstawicieli tradycjonalizmu integralnego, pozostaje wrażliwym na ten całościowy obraz. W Podstawach geopolityki analizuje on więc zarówno zmienne historyczne, jak i stałe elementy krajobrazów naturalnych i kulturowych, dostrzegając wpływ uwarunkowań geograficznych na etnogenezę poszczególnych narodów oraz na światową politykę, przestrzeń postrzegając jako żywy organizm, a ponadto jako byt natury jednocześnie fizycznej i metafizycznej. W Podstawach geopolityki przestrzeń wartościowana jest na wzór sakralnej geografii Suhrawardīego: Wschód jest symbolicznym „ontologicznym plusem” (równoznacznym z pierwiastkiem męskim, światłem, Słońcem, sferą duchową), Zachód – symbolicznym „ontologicznym minusem” (równoznacznym z pierwiastkiem żeńskim, ciemnością, Księżycem, materią). Podobnie, prof. Dugin dokonuje analizy ludzi Północy, a więc typu „nordyckiego” lub hiperborejskiego. Charakterystyka ta nie jest jednak nacechowana rasowo, a – ponieważ na przestrzeni tysiącleci ludy Północy i Południa migrowały, penetrując wzajemnie swoje tereny – struktura ontologicznej orientacji kontynentalnej w jej czystej formie pokrywa się z geografią jedynie w dalekiej przeszłości.
Podobnie do Juliusa Evoli czy Hermana Wirtha, autor Podstaw Geopolityki uznaje więc człowieka Północy za symboliczną istotę solarną, przez światło Północy napełnioną świętą Intuicją, która to Intuicja zaciera granicę między fenomenem a noumenem i wpływa na działanie w ramach boskiego Logosu. Ludzie Południa natomiast, typ gondwaniczny, czcząc zewnętrzne i wtórne manifestacje, zachowują ślady duchowości w ich materialnej formie, niezdolni przekroczyć granicy pomiędzy „symbolizującym” a „symbolizowanym”. Cywilizacja Południa jest cywilizacją Księżyca, która odbija światło Słońca, zachowując i emitując je przez pewien czas – to dlatego typ południowy, nawet po zaniku, degeneracji lub przemieszczeniu niektórych z ludów Północy, podtrzymuje elementy pradawnej Tradycji, co w praktyce zmienia się w dość płytki (ale stabilny) konserwatyzm, często przyjmując formy „prymitywności” lub zabobonu.
Jakościowe, symboliczne podejście do przestrzeni i zasiedlających ją kultur, przedstawienie kontynentów i etnosów jako pełnoprawnych bytów posiadających własną intuicyjną wolę, prof. Dugin pociąga dalej – na podstawie manifestacji owych energii w zdarzeniach historycznych i prawidłowościach w rozwoju czy w zderzeniach poszczególnych cywilizacji, wyprowadza wzory horyzontalnej i wertykalnej interakcji międzycywilizacyjnej, przedstawiając mozaikę wzajemnych wpływów typologicznych Północy, Południa, Wschodu i Zachodu.
Dla nas, jako Polaków, najistotniejszą kombinacją – ze względu na nasz historyczny (bardziej lub mniej uzasadniony, ale niezmiennie dyktowany geograficznym położeniem i aktywną narodową duszą) winkelriedyzm – wydaje się być manifestacja Północy na ontologicznym Zachodzie (pomimo naszej kulturowej i geograficznej przynależności także i do Wschodu), gdzie tendencja do fragmentacji, indywidualizmu i racjonalizmu przezwyciężyła samą siebie, a jednostka, stając się Bohaterem, wyszła poza wąskie granice bycia „człowieczą”. Północ na Zachodzie jest uosobiona poprzez symboliczną postać Herkulesa, która z jednej strony wyzwala Prometeusza (czysto zachodnia, rzucająca wyzwanie Bogu, „humanistyczna” tendencja), a z drugiej pomaga Zeusowi i bogom pokonać zbuntowanych olbrzymów, a więc służy świętym normom dla dobra i porządku duchowego.
Podczas gdy przezwyciężenie tendencji do fragmentacji i indywidualizmu, a nade wszystko wyjście jednostki poza granice bycia „człowieczą” wydaje się w konsumenckim społeczeństwie współczesnych Polaków pobożnym życzeniem, to historia dostarcza nam aż nadto przypadków bezinteresownego z punktu widzenia jednostki poświęcenia zwykłych obywateli dla państwa, narodu czy idei (mniej lub bardziej słusznej), co niezmiennie wykorzystywane było, lub nawet inicjowane, przez siły zewnętrzne. W sytuacji stagnacji w tym, co Lew Gumilow nazwałby przedłużającym się załamaniem pasjonarności narodu, warto pamiętać, że nie ma nic korzystniejszego dla ochrony interesów obcych mocarstw, niż ogłupiony marazmem „Herkules”, któremu łatwo sprzedać wypaczoną wersję Tradycji w postaci ponowoczesnego konserwatyzmu – powierzchownego, mechanistycznego i liberalnego, czyli przedstawianego w znacznej mierze przez dzisiejszą tak zwaną „prawicę”, która wrogość wobec sąsiadów oraz parcie do wojny na pierwszym froncie w obronie interesów trzeciej siły (dla której przetrwanie naszego państwa nie jest niezbędne) przebiera w kolorowe pióra polityki historycznej, patriotyzmu i obyczajowych tematów zastępczych. Dalej, w kontekście niniejszej publikacji, warto zastanowić się czy tego rodzaju konserwatyzm objawia się stabilnością czystych sił duchowych i narodowych, czy też raczej podtrzymywaniem ich wtórnych materialnych manifestacji, więcej mających wspólnego z zabobonem pielęgnowanym przez ontologiczne Południe, niż z Tradycją Północy, i dającym społeczeństwu złudne poczucie stabilności jednocześnie kładąc fundamenty pod konflikty wewnętrzne i zewnętrzne oraz moralny upadek narodu.
Jak udowadnia prof. Dugin w następujących rozdziałach, metafizyczne nacechowanie przestrzeni, znajdujące swój skrajny wyraz w sakralnej geografii, nie jest dalekie od typowych dla nowożytnej geopolityki pojęć talassokracji (potęgi morskiej, handlowej, mobilnej) i tellurokracji (potęgi lądowej, tradycyjnej, charakteryzującej się stałością) oraz ich odwiecznej walki, przyrównywanej nie przez kogo innego, a właśnie przez klasyków geopolityki z Carlem Schmittem na czele, do biblijnego starcia pomiędzy pochłaniającą wszystko na swojej drodze bestią morską – Lewiatanem, a bestią lądową – Behemotem. Zderzenie cywilizacji, jak nazywał to zjawisko Samuel Huntington, objawia się więc zarówno na płaszczyźnie militarno-strategicznej, jak i politycznej, społecznej, kulturowej, ideowej i duchowej. Nikt z takim uczuciem i nostalgią nie opisał narodzin nomosu morza oraz jego wypaczenia w formie nomosu oceanu, jak Carl Schmitt w swojej romantycznej opowieści o żeglarzach, piratach i łowcach wielorybów, uchodzącej za jedno z klasycznych dzieł geopolityki (praca ta, pod tytułem Ląd i Morze: kontemplacja historii świata, zawarta jest w niniejszej książce, w części siódmej).
Nic więc dziwnego, że geopolityczne aspiracje zarówno Stanów Zjednoczonych, jak i ZSRR, u swojej podstawy miały mistyczny wymiar związany z duchową misją narodów; w przypadku USA ekspansjonizm geopolityczny uzasadniony był typową dla protestantów boską predestynacją do władania nad „słabiej rozwiniętymi” narodami, w przypadku ZSRR ekspansjonizm oparto na idei wyzwolenia i zjednoczenia klasy robotniczej. Bez względu na to, czy owe idee oficjalnie związane były z religią czy też z jej brakiem, nie można zaprzeczyć, że ich geopolityczny wyraz i związana z nimi misja cywilizacyjna nie mogą być sprowadzane do zagadnień czysto geograficznych czy czysto strategicznych, a starcie talassokracji (USA) i tellurokracji (ZSRR) w ramach zimnej wojny miało wymiar ontologiczny.
Nie bez powodu, autor niniejszej pozycji jest więc nazywany przez złośliwych „głównym ideologiem Kremla”; jednocześnie, jego najbardziej trafne prognozy dotyczą spraw geopolityki w jej ścisłym, pozbawionym sentymentów, pragmatycznym wydaniu. Bezbłędność prognoz prof. Dugina, jak na przykład tych związanych z Krymem czy Czeczenią, wśród wielu – zwłaszcza niezaznajomionych szerzej z twórczością Autora – wywołuje błędne wrażenie, jakoby tezy zawarte m. in. w Podstawach Geopolityki spowodowały lub przyczyniły się do spowodowania zdarzeń przez zachodnie media przedstawianych jako „agresja ze strony Federacji Rosyjskiej”. Dla każdego kto zgłębi nieuchronność procesów geopolitycznych, oczywistym staje się jednak, że tezy te – w przypadku prof. Dugina – w znacznej większości są konsekwencją starannego śledzenia logiki wielkich przestrzeni, czy też „ruchów tektonicznych na poziomie cywilizacyjnym” używając słów Chauprade’a (którego tekst Wielka gra znajduje się wewnątrz części siódmej).
Jak pisał Chauprade w przytoczonym w niniejszej pozycji eseju, konflikty światowe powstają tylko wtedy, gdy istnieje konkurencja interesów w skali globalnej. Aleksandr Dugin w Podstawach geopolityki występuje nie jako inicjator, a jako komentator tej konkurencji (choć komentator niepozbawiony opinii), której możliwości oraz wyniki w postaci konfliktów regionalnych dla uważnego obserwatora nie były trudne do przewidzenia po zakończeniu zimnej wojny, a więc kiedy powstawała znaczna część tego podręcznika. Podejściem nadto emocjonalnym jest żywienie niechęci do Autora za to, że – jako Rosjanin – dokonuje komentarza z rosyjskiego punktu widzenia. Powody ku zrozumieniu jego perspektywy są zarówno natury moralnej, logicznej jak i czysto pragmatycznej, nie wspominając o fakcie, że perspektywa ta powinna być zrozumiała dla każdego kto podobnie jak Autor czuje jedność z własnym państwem pojmowanym nie tylko jako jednostka administracyjna, a jako żywy organizm, który rozwija się i oddycha wraz z duchem narodu.
Podstawy geopolityki pomagają więc zrozumieć specyfikę imperium rosyjskiego w jego różnych formach historycznych jako wielkiej przestrzeni łączącej mnogość narodów i grup etnicznych, która, aby przetrwać na arenie politycznej i nie stać się zdezintegrowaną domowymi konfliktami parodią siebie jak w latach 90., musi wykazywać się innymi niż państwa narodowe czy „potęgi regionalne” potrzebami integracji. Jak pisze Autor, w przypadku Rosji „nieimperialny” nacjonalizm o dopasowanej do realiów rozpadającej się wizji Fukuyamy, świeckiej strukturze, geopolitycznie na rękę jest nie Rosjanom, a Zachodowi. Nacjonalizm tego typu wzmacnia bowiem status „regionalny” Rosji, umniejszając tym samym jej rolę jako heartlandu, co prowadzi do chwilowej pseudo-stabilizacji i kładzie podwaliny pod przyszłe etniczne i religijne konflikty (przy jednoczesnym rozrastaniu się bloku atlantyckiego z jednej strony i nieuchronnym wzroście potęgi Chin z drugiej). Trzeba więc mieć na uwadze, że ekspansjonizm Rosji w obrębie byłych republik radzieckich jest gwarantem jej geopolitycznej egzystencji.
Biorąc pod uwagę skalę tych procesów, trudno jest uznać aneksję Krymu przez Rosję za agendę A. Dugina, którą podążały władze Federacji Rosyjskiej, a jedynie za jedną z wielu zawartych w niniejszej pozycji prognoz, które się sprawdziły – element zarówno dążenia Rosji do zachowania, bądź też odzyskania, swojego statusu geopolitycznego, jak i nieuchronnej walki stref wpływów o pas bałtycko-czarnomorski, który, jako wyjątkowo newralgiczna (bo kluczowa dla dominacji w regionie) część rimlandu, może pod względem politycznym podlegać różnym zewnętrznym ośrodkom siły. Jak pisał Halford Mackinder w swoim dziele Demokratyczne ideały i rzeczywistość:
Ten, który kontroluje Europę Wschodnią, panuje nad Heartlandem; ten, który panuje nad Heartlandem, panuje nad Światową Wyspą, a ten, który panuje nad Światową Wyspą, panuje nad Światem.
Profesor Dugin przewidział utworzenie federacji bałtycko-czarnomorskiej jako typowego kordonu sanitarnego i „wywrotowej jednostki geopolitycznej służącej sprowokowaniu niestabilności w Europie Wschodniej i przygotowaniu warunków wstępnych dla całej serii konfliktów zbrojnych”. To samo zresztą przewidzieli, bądź też raczej postulowali w formach mniej lub bardziej zawoalowanych, euroatlantyści, których suweren zza oceanu pozostaje beneficjentem tej sytuacji, skrajnie destabilizującej zarówno zachodnią Europę kontynentalną, jak i Rosję-Eurazję.
Pytanie, które powinien zadać sobie polski czytelnik, to nie „który z punktów widzenia wybrać”, a co uczynić, aby tego rodzaju prognozy dotyczące Europy Środkowo-Wschodniej nie znalazły ujścia w rzeczywistości – jest to kwestia naszego działania, naszej strategii, naszej polityki, naszej woli historycznej, naszego jawnobycia, a nie cudzej interpretacji, wizji sąsiada czy planu sojusznika. Integracja bałtycko-czarnomorska jest, z polskiego punktu widzenia, jak najbardziej pożądana, jednak nie w formie kulturowo i militarnie okupowanego przez trzecią siłę (USA) pasa, którego formę sprzedaje się jako „tarczę cywilizacji europejskiej”, podczas gdy jest to tarcza tylko i wyłącznie cywilizacji północnoamerykańskiej (która to cywilizacja charakteryzuje się długą tradycją prowadzenia wojen na cudzym terenie). Ale też nie w formie cienkiej linii pomiędzy Europą Zachodnią, a Rosją, która musi zwężać się by w końcu nieuchronnie zniknąć w ramach integracji naszych sąsiadów ze Wschodu i z Zachodu (historia dostarczyła już takich przypadków). Prof. Dugin, niedługo po zakończeniu zimnej wojny, pisał zresztą tak:
Obecnie Stany Zjednoczone, ze względu na swoją bezpośrednią konieczność geopolityczną, są zmuszone uczynić kordon sanitarny głównym instrumentem swojej polityki zagranicznej. Raport Paula Wolfowitza wobec rządu USA (marzec 1992 r.) wyraźnie mówił o potrzebie zapobieżenia pojawieniu się sił strategicznych na kontynentach europejskich i azjatyckich zdolnych do przeciwstawienia się USA, i w tym sensie stwierdzono, że kraje kordonu sanitarnego są najważniejszymi terytoriami strategicznymi, a zainteresowanie nimi ze strony Rosjan pociąga za sobą zbrojny opór państw NATO. Jest to idealny przykład logiki geopolitycznej trzeciej potęgi w strefie wspólnych interesów Niemiec i Rosji.
W obliczu upadku hegemonii USA oraz ostatecznej kompromitacji unilateralnej, globalistycznej, liberalnej wersji „końca historii” według Fukuyamy, w świecie odradzających się wielkich przestrzeni Europa Środkowo-Wschodnia musi przypomnieć więc światu, że posiada swoją własną strefę interesów i nie jest ani dążącą do zaniku pomiędzy potęgą Niemiec i Rosji linią, ani też pasem amerykańskich baz wojskowych, który bezpieczeństwo (czy raczej jego pozory) musi importować zza Atlantyku. Europa Środkowo-Wschodnia jest pełnoprawną wielką przestrzenią geopolityczną, do której obok Polski wliczyć można pozostałe kraje Grupy Wyszehradzkiej oraz Chorwację, Rumunię, Białoruś, a w przyszłości również kraje bałtyckie i Ukrainę lub część Ukrainy. Przed Polską, po dekadach apolityczności, stoi zaś historyczne wyzwanie (jak nazwałby to Toynbee) powrotu do naszej roli jako osi integracji Europy Środkowo-Wschodniej oraz mediatora pomiędzy Wschodem a Zachodem: pradawnego etnosu lasu i stepu, którego katolicki kształt historyczny przepełniony jest słowiańskim duchem i sarmackim dziedzictwem; bez względu na ośmieszenie z oświeceniowej perspektywy polskiego sarmatyzmu, nie można zapominać, że to jego zew towarzyszył naszej – jak nazwałby to Lew Gumilow, którego tezy szerzej omawiane są przez Autora w niniejszej pozycji – narodowej pasjonarności, prowadzącej do pojawienia się superetnosu o ambicjach integracyjnych i imperialnych.
Dziś, Aleksandr Dugin zauważa potencjał naszego rejonu, wyrażając go w idei „Wielkiej Europy Wschodniej”. Pisząc Podstawy Geopolityki, „główny ideolog Kremla” nie był jednak tak optymistyczny, bowiem i wizja przyszłości byłych państw Układu Warszawskiego w czasach gdy owa pozycja powstawała nie należała do optymistycznych. Jednak to w naszej gestii leży, aby – na przekór woli wciąż dominującego nad Wisłą żywego trupa w postaci euroatlantyckiego centrum, i na przekór samo-nasuwającym się w obliczu samobójczych euroatlantyckich sojuszów wnioskom, – pracować nad tym, by z potopu po upadku świata jednobiegunowego wyłonił się nie świat dwubiegunowy (USA-Rosja), a świat wielobiegunowy o kilku strategicznych centrach wokół których skupiać będą się mozaiki kulturowo i, w miarę możliwości gospodarczo, niezależnych etnosów.
Naiwnością jednocześnie byłoby sądzić, że wielobiegunowy świat pod względem politycznym i strategicznym składać się może z niezależnych państw narodowych, z których każde funkcjonować będzie jako samotna i odgrodzona płonącą fosą wyspa wewnątrz kontynentu, co zdają się propagować w Polsce ugrupowania „małego nacjonalizmu” (jak nazywa to zjawisko Autor) poprzez ich fasadowy i nasycony życzeniowym myśleniem izolacjonizm względem zarówno Europy, jak i Rosji. Prowadzi to do niczego innego, jak do trwania w roli kolonialnego gniazda Anglosasów lub, w przypadku ponownej zdrady ze strony odległych sojuszników, po prostu do rozbioru.
Moralna, gospodarcza i strategiczna klęska Unii Europejskiej wcale nie wyklucza bowiem słuszności strategicznej integracji państw europejskich od Lizbony do Władywostoku. Trzeba jednakże zrobić to po europejsku czy też raczej eurazjatycku, nie po euroatlantycku, europejskość (na przekór mediom głównego nurtu) utożsamiać zaś nie z paradami równości i otwartością względem „migrantów” (oba te zjawiska są wtórne względem spraw geostrategii), a ze starym europejskim kontynentalizmem i naturalnym blokiem kontynentalnym. Jak pisze Autor, oś Paryż-Berlin (projekt de Gaulle'a) to kręgosłup, wokół którego należy budować ciało nowej Europy Zachodniej, w Niemczech i Francji panuje bowiem stabilna polityczna tendencja antyatlantycka, i to ponad podziałami na „lewicę” i „prawicę”.
Odejście, czy nawet sama perspektywa odejścia, Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej to zaś dobry początek by oderwać atlantycką narośl od chorego ciała Europy (Wielka Brytania z własnej woli taką naroślą się stała, o czym z zauważalną dozą tragizmu pisze Carl Schmitt). Polsce nie wolno po raz kolejny podążać wspólną ścieżką z Anglosasami wprost w ślepy zaułek, a szukać swojej własnej drogi, bądź też raczej odsłonić ją spod gąszczu chwastów. Trzeba jednakże brać pod uwagę, że nawet pozostając w ramach tendencji anglo-amerykańskiej, Polska nie bierze już udziału w tym samym „jedynym słusznym” planie politycznej i kulturowej unifikacji powierzchni planety w wielką przestrzeń wolnego handlu, politycznie zarządzaną z amerykańskiego centrum, który to plan szeroko opisywany jest przez Aleksandra Dugina w niniejszej pozycji jako „projekt mondialistyczny” (aby zachować wydźwięk oryginału nie zastępowałam używanego przez Autora terminu „mondializm” bardziej dziś powszechnym terminem „globalizmu”).
Projekt mondialistyczny stał się bowiem nieaktualny z kilku powodów. Pod względem wewnętrznym, lobby globalistów zdołało skutecznie doprowadzić do destabilizacji zarówno państw europejskich, jak i Rosji-Eurazji, jak jednak pisze prof. Dugin, globalizm nie obronił się pod względem praktycznym i ideologicznym, a w końcu zmuszony został do dokonania własnej „strukturalnej pierestrojki” by występować pod patriotycznymi, a często i nacjonalistycznymi, sloganami, działając przeciwko interesom sąsiadów i dokonując tym samym rozłamu integracji europejskiej nie na rzecz danego państwa (wbrew deklaracjom), a na rzecz talassokratycznego interwencjonizmu. Profesor Dugin jedynie częściowo nie mylił się co do tego, że mondializm w swojej liberalnej obyczajowo i liberalnej gospodarczo wersji nie miał w sobie dość siły by nakłonić masy do fanatyzmu – fanatyzm ów możemy obserwować w skrajnych przejawach aktywności niektórych grup; pozostaje on jednak głównie światopoglądowy, oparty na hasłach, przebierankach, indywidualnych upodobaniach rozdmuchanych do rangi tendencji społecznych, i ma niewielki wpływ na rzeczywistą politykę (wciąż powoduje jednak pewną dezintegrację nie tyle życia społeczeństwa, co społecznej debaty).
Zewnętrznie zaś, jednobiegunowa wizja świata upadła z powodu powrotu Rosji do jej imperialnych aspiracji po upokarzającym epizodzie jelcynowskim (pomimo atlantyckich prób stworzenia na byłym terytorium ZSRR pasa „wojen o niskiej intensywności”, co również zostało przewidziane przez Autora), przy jednoczesnym wzroście polityczno-gospodarczej potęgi Chin, wzroście podmiotowości Turcji (która, na co warto zwrócić uwagę, od czasu wydania niniejszej pozycji częściowo zdołała wyrwać się spod kontroli USA i atatürkowskiego zeświecczenia). Do potęg Azji i Eurazji, które dorównywać zaczęły potędze amerykańskiej, dochodzi możliwość współpracy europejsko-rosyjskiej, która ku przerażeniu polskojęzycznych mediów powoli wyłania się sponad fiaska jakim okazała się w praktyce Unia Europejska.
Dwadzieścia lat temu profesor Dugin pisał tak:
Zresztą idea antyzachodniej, tradycyjnej, imperialnej Europy staje się coraz bardziej istotna dzisiaj, gdy obecność wojsk amerykańskich na kontynencie europejskim nie jest już uzasadniona „radzieckim zagrożeniem” i nabiera charakteru jawnej amerykańskiej okupacji. Europa pod względem rozwoju technicznego i gospodarczego jest poważnym przeciwnikiem Ameryki, a wraz z rosnącą presją pod naturalnymi interesami geopolitycznymi Europejczyków, mondialistyczna i proamerykańska elita państw europejskich może wycofać się z życia geopolitycznego. Trendy w kierunku emancypacji politycznej i poszukiwania ideologicznej alternatywy rosną w Europie każdego dnia, a z nimi szanse na stworzenie niezależnej europejskiej Wielkiej Przestrzeni.
Dwie dekady później to naprawdę ostatni dzwonek, aby przyznać powyższym słowom rację. Jednocześnie, czytając Podstawy geopolityki, warto zwrócić uwagę na zmiany w stosunkach międzynarodowych, które zaszły od czasu wydania niniejszego dzieła aż do dzisiaj, przy czym pamiętać należy, że wiele rozdziałów zostało napisanych nawet i lata przed wydaniem.
Zamiast więc obruszać się na tezy rosyjskich geopolityków, czy na niemiecki Ostorientierung (poniekąd naturalny, biorąc pod uwagę, że wschodni Niemcy to Słowianie) i dokonywać, jak nazywa to Autor, zdrady podwójnej na naszych sąsiadach poprzez umacnianie w samym środku Europy-Eurazji kolonialnych wpływów upadającej potęgi USA, należy wykorzystać obecną sytuację światowego przebiegunowania i skupić się na skrupulatnym budowaniu własnej, współmiernej pod względem wpływów przestrzeni geopolitycznej, tak aby centrum strategiczne Polaków znajdowało się nie w Waszyngtonie czy Tel-Awiwie, ale też nie w Berlinie i nie w Moskwie, a w Warszawie – jest to dla nas o niebo lepsza opcja niż pełnienie funkcji agenta jankeskich wpływów w rejonie, i lepsza niż utworzenie tuż pod naszym nosem, w obliczu naszej geopolitycznej tendencji samobójczej, nowego Świętego Przymierza gdzie w głównej roli występują Moskwa i Berlin. Warto tu też wspomnieć, że równolegle do potrzeby zmiany sojuszników pod względem regionalnym, owa potrzeba występuje na poziomie globalnym – analogicznie bowiem, występując jako gniazdo atlantyzmu w Europie centralnej, Polska występuje jako poplecznik syjonizmu na Bliskim Wschodzie, co wydaje się niedorzeczne biorąc pod uwagę potencjalne korzyści gospodarcze i strategiczne oraz kulturowe podstawy dla naszej współpracy z Iranem.
Sam Dugin w niniejszej pozycji zwraca uwagę, że narody europejskie muszą być równymi partnerami w budowaniu zachodniego przyczółka Eurazji i dostosować ogólny imperialny impuls do własnej narodowej i kulturowej specyfiki. Imperium europejskie nie powinno tłumić narodów europejskich, podporządkowywać ich Niemcom czy Rosjanom, ale przeciwnie, uwolnić od jarzma ilościowej, konsumenckiej, rynkowej cywilizacji, obudzić najgłębsze narodowe energie, przywrócić je historii jako niezależne, żywe i pełnoprawne podmioty polityczne, których wolność będzie gwarantowana przez strategiczną siłę całej Eurazji.
Raz jeszcze podkreślić należy, że ogólna logika geopolityki według A. Dugina jest zaczerpnięta z geografii oraz obserwacji etnogenezy narodów i procesów historycznych, która to tematyka jest przedmiotem dialogu innych geopolityków od dekad. Każde z zagadnień, poruszonych przeze mnie w powyższym wstępie, przewija się w następujących rozdziałach, składających się na osiem tematycznych części. Najpierw, w dość zwięzły i rzeczowy sposób, Autor przedstawia zarys teorii ojców-założycieli geopolityki: Friedricha Ratzela, Rudolf Kjelléna, Halforda Mackindera, Alfreda Mahana, Paula Vidal de la Blache, Nicholasa Spykmana, Karla Haushofera, Carla Schmitta i Piotra Sawickiego. Tłumaczy także podstawowe terminy (rimland, heartland, blok kontynentalny, geograficzna oś historii, talassokracja, tellurokracja, grossraum itd.), których podsumowanie, także autorstwa profesora Dugina, możemy znaleźć w słowniku pod koniec książki. Dalsza część pracy dotyczy współczesnych szkół i teorii geopolitycznych, bądź też związanych z geopolityką: atlantyzmu, mondializmu (globalizmu), niezwykle istotnej z dzisiejszego punktu widzenia geopolityki „nowej prawicy” (oraz jej przedstawicieli takich jak Alain de Benoist, Jean Thiriart, Heinrich Jordis von Lohausen, Jean Parvulesco, Robert Steuckers czy Carlo Terraciano), a także neoeurazjanizmu wraz z, między innymi, teorią pasjonarności narodów autorstwa Lwa Gumilowa. Część trzecia oscyluje wokół związku Rosji z jej przestrzenią oraz z przestrzeniami sąsiadującymi, poruszane są więc szerzej tematy heartlandu, rimlandu oraz Imperium, co znajduje swoje rozwinięcie w części kolejnej, gdzie rozważane są różnice pomiędzy Imperium, potęgą regionalną a państwem narodowym oraz wzajemne relacje centrum i peryferii, promieni i segmentów geopolitycznych, Lądu i Morza, a także integracji eurazjatyckiej z perspektywy zarówno historycznej jak i futurologicznej. Dalej następuje dogłębna analiza polityki rosyjskiej w odniesieniu do wewnętrznych oraz zewnętrznych czynników geopolitycznych. W części szóstej Autor dokonuje analizy szeroko pojmowanej przestrzeni eurazjatyckiej, rozpatrując kwestie polityczne, etniczne, kulturowe, narodowe, państwowe, geograficzne, a także te związane z Tradycją i sakralną geografią. Wreszcie, następuje niezwykle cenna część siódma, w której zawarto teksty (w moim tłumaczeniu) klasyków geopolityki: Piotra Sawickiego, Jeana Thiriarta, Carla Schmitta, Karla Haushofera, Jeana Parvulesco, Aymerica Chauprade, zwieńczone esejem Aleksandra Dugina o przewrotnym angielskim tytule The Rest Against the West.
Nieprzypadkowo, za zwieńczenie Podstaw geopolityki profesora Aleksandra Dugina służy jego esej Apokalipsa żywiołów, pisany jako odniesienie do teorii nomosu Morza i nomosu Ziemi Carla Schmitta, gdzie Autor pisze:
Tryumf Wody apokaliptycznie pochłonął wszystkie żywioły i wszystkie formy historyczne, które nie tylko zniszczył, ale przekształcił w cywilizacyjną geopolityczną parodię alchemii. Złoto (pieniądze), uniwersalny rozpuszczalnik oraz techniczna pomysłowość sił morskich przekształciły ludzkość w kontrolowaną biomasę. Ale pozostaje coś, co nie podlega globalnemu procesowi.
Ogień.
W Podstawach geopolityki, profesor Aleksandr Dugin w sposób przejrzysty udowadnia, że geopolityka u swoich podstaw przesiąknięta jest nie tylko strategicznym pragmatyzmem i staranną analizą wpływów krajobrazu, ukształtowania terenu i położenia na wzajemne relacje ośrodków siły, ale też mistycznym starciem żywiołów, intuicyjną wolą kontynentów, biblijną walką bestii o rząd nad duchową i materialną tkanką świata i archetypami Tradycji, które w sposób zarówno symboliczny jak i dotykalny od zarania dziejów wpływają na rzeczywistość oraz – odwrotnie – stanowią jej odbicie.
Podobnie jak podczas tłumaczenia Czwartej Teorii Politycznej, a więc poprzedniej (i pierwszej w Polsce) przetłumaczonej z rosyjskiego i wydanej przez nas pozycji Aleksandra Dugina, zdecydowałam więc nie wpływać zbytnio na wydźwięk oryginalnej retoryki Autora; dopasowałam składnię do potrzeb naszego języka, nie naruszając jednak struktury całości wypowiedzi, która – co typowe dla literatury rosyjskiej – żyje własnym życiem i wędruje czasem w niespodziewane rejony. Lektura całości odsłania jednak wewnętrzną logikę dzieła, poczynając od zapisków dotyczących podstawowych terminów wczesnych geopolityków, a kończąc na analizie Wyzwania Ognia oraz kilku istotnych pytaniach, na które Czytelnik będzie musiał odpowiedzieć sam. Aby nie zaburzać procesu odbioru niniejszej pozycji, nie dokonywałam tym razem zbyt wielu przypisów – byłoby to zresztą zbędne w książce, w której – jako w podręczniku – Autor sam tłumaczy wielość teorii, przedstawia innych autorów oraz historyczne i polityczne okoliczności powstawania ich dzieł. Zachowane zostały końcowe przypisy z oryginału (nieoznaczone). Nieliczne końcowe przypisy mojego autorstwa oznaczone są inicjałem [AR], wewnątrz tekstu widnieją zaś jako przypis tłumacza. Wszystkie słowa obcojęzyczne wewnątrz treści książki (angielskie, francuskie, niemieckie, łacińskie itd.) w tej właśnie wersji występują w oryginale. Nie ma potrzeby dalej rozwodzić się tutaj nad kwestiami technicznymi, językowymi czy kosmetycznymi, tłumaczenie pewnych terminów zostało bowiem wyjaśnione we wstępie do Czwartej Teorii Politycznej, a ponadto jest na tyle intuicyjne, że nie powinno budzić wątpliwości.
W powyższym wstępie pozwoliłam sobie jednakże na wtrącenie uwag odnośnie Polski – tam, gdzie nie jest zaznaczone inaczej, są to moje opinie pisane w odniesieniu do zawartych w Podstawach geopolityki tez. Zdecydowałam się na ten krok w celu sprowokowania Czytelnika do zaangażowanej lektury – lektury nie tylko w ramach czysto akademickiej analizy skostniałych teorii, ale też nie z punktu widzenia biernego obserwatora, który śledzi myśl swoich geograficznych sąsiadów w nieustającym poczuciu czy to płonnej nadziei czy to zagrożenia, a z punktu widzenia aktywnego potencjalnego twórcy współczesnej polskiej myśli geopolitycznej. Myśl ta dostosowana musi być zaś do współczesnych realiów odradzających się wielkich przestrzeni, pozbawiona życzeniowego myślenia, lęków i resentymentów, oparta za to na naszej narodowej duszy, narodowej glebie i narodowym wyzwaniu historycznym, które objawia nam się w pełni u wejścia w trzecie tysiąclecie. Stoi przed nami bowiem zadanie dwoistej natury: stawienia czoła wyzwaniu odrodzenia wielkiej przestrzeni Europy Środkowo-Wschodniej jako pełnoprawnej jednostki geopolitycznej, oraz odkrycia zagubionego w walce Morza (Wody) i Lądu (Ziemi) żywiołu, ognia, który – jak wyraża to Autor w niniejszej pracy – jest głównym tajemniczym przedmiotem dialektyki historycznej, agentem niewidzialnych alchemików, filozoficznym dzieckiem tego samego Heraklita, które rozwija się przez stulecia i krąży jako istota słonecznego ducha… krąży, w obrębie przestrzeni, krajobrazów, etnosów, kultur, narodów i jednostek.
Tym samym oddaję Podstawy geopolityki w ręce Czytelnika.