Dugin: filozoficzny wymiar Specjalnej Operacji Wojskowej

Specjalna Operacja Wojskowa (SOW) nierozłącznie związana jest z koncepcją „końca historii”. Rzecz polega nie tylko na tym, że Francis Fukuyama, który napisał tekst pod takim tytułem, od dnia jej rozpoczęcia aktywnie włączył się do ideowej walki przeciwko Rosji po stronie ukraińskich nazistów, a nawet przystąpił do organizacji terrorystycznej Bellingcat, która ma na koncie próbę uprowadzenia samolotu wojskowego z Rosji. Choć to, oczywiście, fakt znaczący. Chodzi tu o to, że Rosja bezpośrednio przeciwstawia się globalizmowi, temu „liberalnemu totalitaryzmowi”, o którym wprost mówił prezydent Władimir Putin, zaś ideologia i „koniec historii” odgrywają w nim kluczową rolę.

Rzecz w tym, że globalizm, który reprezentowany jest w najbardziej całościowej formie przez takie organizacje międzynarodowe, jak forum w Davos Klausa Schwaba z jego Wielkim Resetem, Komisja Trójstronna, amerykańska Rada ds. Stosunków Zagranicznych (CFR) czy fundacja Społeczeństwa Otwartego George’a Sorosa, dążą do całkowitego zjednoczenia ludzkości pod władzą Rządu Światowego promującego liberalną ideologię, oparty na niej system zasad i norm, w tym politykę gender, LGBT+, skrajny indywidualizm i transhumanizm. I to właśnie jest logiczny „koniec historii”, opisany przez Francisa Fukuyamę jeszcze na początku lat 1990., który przedwcześnie ogłoszono.
Koniec historii to zwycięstwo liberalizmu i Zachodu w skali światowej, za którym idzie likwidacja wszelkich alternatyw ideologicznych, geopolitycznych, gospodarczych i społeczno-kulturowych.

Gdy Fukuyama pisał swój tekst, rozpadał się ZSRR i wydawało się, że Rosja nigdy się nie podniesie, zaś Chiny na ówczesnym etapie posłusznie realizowały strategię zachodnich ośrodków ekonomicznych, w przyspieszonym tempie wciągając się do globalizacji. Później Fukuyama przyznawał, również w rozmowie ze mną, że pośpieszył się ze swoim końcem historii, jednak , niezależnie od wszystkiego, pozostawał on i nadal pozostaje celem globalistów.
Rosja epoki Putina stała się ewidentną przeszkodą na drodze do końca historii, zaś po rozpoczęciu SOW ostatecznie rzuciła temu projektowi bezpośrednie wyzwanie. Stąd wściekłość Fukuyamy: na jego oczach projekt końca historii nie tylko się opóźnia, ale i ostatecznie rozbija. Wyjaśnia to także amok i skrajne natężenie wściekłej rusofobii wśród elit zachodnich.

Putin i Donbas wymierzyli cios globalnemu planowi cywilizacyjnemu – planetarnej dominacji liberalnego Zachodu.
Koncepcja końca historii nie jest jednak wynalazkiem liberałów. Co więcej, odwołali się oni do niej dość późno.

Nadchodzące globalne zwycięstwo liberalnego Zachodu jako pierwszy opisał filozof Alexandre Kojève, a Fukuyama jedynie ją od niego zapożyczył.

Z kolei sam Kojève zaczerpnął ją od Karla Marxa, zastępując tylko triumf światowego komunizmu (marksistowska wersja końca historii) światowym kapitalizmem, globalnym społeczeństwem obywatelskim oraz ideologią „praw człowieka”. Nawiasem mówiąc, o rozumiany po marksistowsku koniec historii walczył w XX wieku cały ruch komunistyczny, w tym ZSRR.

Podczas zimnej wojny trwał spór o interpretację końca historii, o to, czy będzie on komunistyczny, czy kapitalistyczny.
Nieprzypadkowo Fukuyama napisał swój programowy tekst właśnie wtedy, gdy rozpadł się Związek Radziecki. Wydawało się wtedy, że wszystko załatwione i liberalizm ostatecznie zwyciężył.

Tymczasem sam Marx również zapożyczył swoją koncepcję z całkowicie odmiennej ideologii politycznej, od wyraźnie konserwatywnego, monarchistycznego i imperialnego myśliciela, Georga Wilhelma Friedricha Hegla. Jeśli sięgniemy jeszcze głębiej, odnajdziemy tu eschatologię chrześcijańską, a nawet przedchrześcijańską (przede wszystkim irańską), oraz nauczanie o końcu czasów. Odeszlibyśmy jednak zbyt daleko. W Nowożytności tezę o końcu historii sformułował i uzasadnił właśnie Hegel, w którego filozofii odgrywał on kluczową rolę.

Zdaniem Hegla, historia to proces rozwoju Ducha, który przenika przyrodę, zmieniające się religie i cywilizacje, aż dojdzie do swej kulminacji, gdy początek połączy się z końcem, alfa z omegą.

Po przejściu przez wiele prób i dialektycznych zwrotów Duch poruszający ludzkość ucieleśni się w końcu pod postacią Monarchii Absolutnej, światowego Imperium, które będzie Imperium Ducha.

Władzę w nim sprawować będzie najwyższy autokrata, oświecony monarcha – filozof. Kapitalizm i społeczeństwo obywatelskie będą zaledwie pewnym etapem tego procesu, zaś materializm naukowy ustąpi nauce anielskiej, czysto duchowej.

Hegel uważał, że stanie się to w Niemczech (nie istniało jeszcze wówczas Cesarstwo Niemieckie) i będzie to triumfem niemieckiej kultury duchowej oraz filozofii. W sferze filozoficznej do Hegla odwoływał się Otto von Bismarck, twórca II Rzeszy.

Widzimy zatem, że w interpretacji twórcy pojęcia „końca historii” chodzi o zwycięstwo Światowej Monarchii Duchowej. Tak właśnie uważali prawicowi hegliści: rosyjscy słowianofile czy zwolennicy Giovanniego Gentile we Włoszech. Sami Niemcy wierzyli z kolei w misję swojej Rzeszy. Słowianofile traktowali to jako zapowiedź losów Imperium Rosyjskiego, gdy stanie się ono duchowym i ludowym. Włosi wiązali koniec historii z odrodzeniem tradycji rzymskiej i wielkością Italii.

Marx, który zastąpił duchową dialektykę Hegla swoim materializmem historycznym (mocno deformując jego myśl), zgadzał się z tym, że liberalny kapitalizm jest zaledwie etapem przejściowym, lecz na miejscu Imperium Ducha postawił komunizm i światopogląd materialistyczny. Wciąż jednak była w tym eschatologia; wszystko, co robili komuniści, nastawione było na przyszłość, czyli na koniec historii.
Zwycięstwo ZSRR z III Rzeszą w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej wyeliminowało niemieckie ujęcie końca historii.
Lewica heglowska zwyciężyła z prawicą heglowską. Zaś na innym poziomie Imperium Rosyjskie (choćby implicite) pokonała Imperium Niemieckie.

I wówczas pojawił się Kojève, ze swoim liberalnym odczytaniem końca historii. Teoria ta czekała na swój czas i po rozpadzie ZSRR Fukuyama przypomniał o niej Zachodowi, a ośrodki globalistyczny podchwyciły ją i zaczęły wcielać w życie. Ład jednobiegunowy opierał się na liberalnej wersji heglowskiej eschatologii.
I wtedy pojawił się Putin.

Putin jest zjawiskiem filozoficznym, momentem zwrotnym w historii myśli, w ciężkiej bitwie idei i światopoglądów. Od pierwszych chwil, gdy doszedł do władzy, zaczął odbudowywać suwerenność Rosji. Było to równoznaczne z opóźnianiem końca historii, ze sprzeciwem wobec liberalnego totalitaryzmu, globalizmu i Rządu Światowego. Putin realizował tą politykę ostrożnie, nierzadko ukrywając swe zamiary i plany, jak czekista i zdeklarowany realista. Czasami wydawało się, że gotowy jest wyjść naprzeciw oczekiwaniom globalistów, ale po chwili okazywało się, że to tylko jego kolejny manewr.

Stąd pełne zdziwienia pytanie: - Kim Pan jest, mister Putin? 

Dopiero 24 luty 2022 roku i rozpoczęcie SOW na Ukrainie postawiło w jednoznaczny sposób wszystko na swoim miejscu. Rozpoczęła się nowa epoka filozoficzna. Nowa faza światowej historii.

Putin rzucił wyzwanie liberalnej interpretacji końca historii, czyli najważniejszemu projektowi globalistycznemu, Rządowi Światowemu. Tu pojawia się najważniejsza kwestia: odrzucenie liberalnego ujęcia końca historii nie oznacza wcale porzucenia Hegla.

Wszyscy przecież wiedzą, że Putin lubi cytować Iwana Iljina, który był właśnie prawicowym heglistą, zwolennikiem Monarchii rosyjskiej i wielkiego Imperium. Putinowi ewidentnie bliskie są również teorie słowianofilów. Nie sposób negować idei filozoficznej, opierając się wyłącznie na wymiarze czysto praktycznym, na przykład na czynnikach ekonomicznych.

To byłony niepoważne. Ideę zwyciężyć można wyłącznie ideą. A to z kolei oznacza…

Oznacza, że SOW, jako zjawisko filozoficzne, jest znakiem powrotu Imperium. Jest powrotem Rosji do Imperium, ostatecznym powrotem do naszego mesjańskiego, futurystycznego przeznaczenia. Niemcy w swej obecnej kondycji nie są już konkurentem. Niemiecka wersja światowej Rzeszy odeszła nieodwracalnie w niepamięć. Komunistyczny projekt końca historii również porzucono, a jego najlepsze elementy mogą stać się częścią nowej imperialnej syntezy (jako „prawicowy stalinizm”). Mamy przeciwko sobie tylko Kojève’a i Fukuyamę, odwołujących się do źródeł, które zdecydowanie bliższe są nam. To my jesteśmy ortodoksyjnymi głosicielami Eurazjatyckiego Imperium Końca, a oni jedynie uzurpatorami.

Gdy przypomnimy sobie o Trzecim Rzymie i roli rosyjskich Carów jako wykonawców misji Katechona, Powstrzymującego, wszystko wydaje się jeszcze bardziej fundamentalne, bardziej nawet niż najbardziej ortodoksyjny, odczytany w rosyjski (słowianofilski, monarchistyczny) sposób heglizm.
Tak właśnie uprawia filozofię artyleria rakietowa.

SOW to bitwa o rozumienie końca historii.

To wielkie filozoficzne starcie. Czas już skończyć z jego interpretacją w zawężających kategoriach materialistycznych, energetycznych i gospodarczych; to nie tylko wulgaryzacja, ale i błąd. Historia jest historią idei.

- Co ma z tym wspólnego Ukraina?  - ktoś może zapytać. Kompletnie nic. Ona nie istnieje. Wejdzie w skład naszego nowego Imperium. Wyłącznie tam, w filozoficznym Cesarstwie rozwiniętego Ducha, w Imperium sensów, odrodzi się ona i rozkwitnie. A na razie, cóż można chcieć od terrorystycznego reżimu z komikiem na czele… To nieporozumienie. Choć to właśnie Ukrainie los przyznał rolę sceny fundamentalnego, metafizycznego starcia. Sądzę, że zdecydowała o tym geografia.

Walczymy o przywrócenie naszej historycznej, kijowskiej kolebki, spod władzy globalistów pod władzę Imperium Ducha. Kijów to początki naszych dziejów. A to oznacza, że również ich koniec.
https://t.me/russica2/47855 , https://t.me/russica2/47856 , https://t.me/russica2/47857